|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
były chyba wszystkie drogi tego świata. Pan Henio zręcznie jednak unikał pułapek wypełnionych wodą kolein i w końcu dotarli na miejsce. Tu może być? zapytał konserwator. Sklep wyglądał tak, jakby jego właściciel chciał rozwiać wszelkie wątpliwości przechodniów co do charakteru asortymentu. Okna wystawowe jarzyły się wściekłym światłem, a nad wejściem wulgarnie migotał diodowy neon. Kacper natychmiast zasłonił rękawem oczy. Czuł wręcz fizyczny ból, jakby ktoś przystawił mu gorącą żarówkę wprost do powiek. Co panu? zdziwił się pan Henio. To światło... A pan to byś chciał żarówki po ciemku kupować? powiedział konserwator i przyglądał się mu uważnie. W głowie Kacpra zaczęła kiełkować myśl, że facet zaczyna się czegoś domyślać. Oczy po całym dniu bolą powiedział Kacper i na wszelki wypadek postanowił jeszcze coś dorzucić no i jeszcze zapalenie spojówek. Pan Henio pokiwał ze zrozumieniem głową. Pewnie choroba zawodowa podsumował i posapując schylił się do samochodowego schowka. Przebrnął dłonią przez pęki jakiegoś drutu, rozsypane gwozdzie, połamane śrubokręty i w końcu wyciągnął nieco sfatygowane przeciwsłoneczne okulary. Przetarł mankietem ten wytwór z poprzedniego wieku i podał Kacprowi. W poniedziałek pan odda rzucił na koniec. Kacper usłyszał zgrzyt wrzucanego wstecznego biegu i machnął na pożegnanie ręką. Stał przed wejściem do sklepu i musiał przyznać, że w okularach ból oczu jest odczuwalnie mniejszy. Ale za to wyglądam jak pierdolony Stevie Wonder pomyślał i w sumie wiele się nie pomylił. Była smukła i miała prawie dwa metry wzrostu. Szczupłą nogę wieńczył metalowy, czarny kapelusz, a gdzieś u dołu pętał się elastyczny, zakończony dwoma błyszczącymi kłami chwost. Stała obok siedzącego w trolejbusie Kacpra. Jego nowa przyjaciółka lampa. Teraz to ona, wraz z zawartością stojącej tuż obok torby, będzie istotnym elementem jego domowego świata. Jak zwykle kupił więcej, niż zamierzał, ale tym razem nie był z tego powodu wkurzony. Kilka bardzo mocnych żarówek, dwie podświetlane lupy (wielką i kieszonkową), a nawet zmyślną lampkę, którą można założyć na czoło. Czuł się jak dobrze wyekspediowany wojownik wyruszający na wojnę z ciemnością. O tej porze w trolejbusie było tylko kilka osób, ale nagle Kacper zorientował się, że jest ewidentnie przez wszystkich obserwowany. Natychmiast wybudził się z letargu niepokój i szybko zaczął piąć się od żołądka gdzieś w górę. Oświetlenie wnętrza trolejbusu było zupełnie wystarczające, by Kacper mógł dostrzec twarze mijających go i kierujących się do wyjścia pasażerów. W swym czarno-białym postrzeganiu nie widział szczegółów mimiki, ale był pewien, że ludzie szepczą do siebie na jego temat. Najbardziej bał się tego, że w jego oczach pojawi się coś, co często jest tak charakterystyczne dla osób niewidomych. Jakiś rodzaj mgiełki i wrażenia, że patrzy się już nie na zewnątrz, a jedynie gdzieś w głąb siebie. Czytał, że jego choroba jest kompletnie niewidoczna z zewnątrz osoba postronna nie jest w stanie zauważyć w oczach żadnych zmian ale podświadomie wyczuwał, że w jego przypadku może być inaczej. Nagle tuż obok stanęła młoda dziewczyna i tak po prostu, po ludzku się uśmiechnęła. I wtedy Kacper zrozumiał, że wciąż ma na twarzy te oldskulowe okulary pana Henia. Od przystanku do domu miał parę kroków, ale droga zajęła mu wyjątkowo dużo czasu. Duża lampa, torba z zakupami, wciąż siąpiący deszcz i wieczorna pora wszystko to skumulowało się i Kacper miał wrażenie, że wyprzedzają go pełzające po chodnikach dżdżownice. Rozmazane plamy świateł na mokrej nawierzchni tworzyły w oczach eksplodujące rozbłyski, po których tracił na chwilę orientację. Gdy dotarł do klatki, postawił zakupy pod niewielkim daszkiem. Przez chwilę walczył z kieszenią spodni, które nie chciały oddać mu kluczy. Niewielka żarówka nad wejściem też nie pomagała trafić do zamka. Gdy w końcu to się udało, drzwi postawiły opór. Klucz co prawda wszedł na swoje miejsce, ale nie miał zamiaru się obrócić. Kacper bez powodzenia szarpał się z materią. Spływająca po daszku struga wody wślizgnęła się pod kołnierz i triumfalnie spływała po plecach. Czy to zimna woda, czy też klucz, a może niemożność dostania się do własnego domu sprawiały, iż ogarnęła go nagle taka samotność, jaką może czuć chyba tylko odchodzący na zawsze z tego świata człowiek. Rozum podpowiadał mu, że poddaje się tandetnym porównaniom, ale szybko skapitulował, bo duch obejmował we władanie już także ciało. Osunął się wzdłuż ściany i czekał na nadchodzący gdzieś z głębi szloch. Ooooo, widzę, że pan profesor się trochę sponiewierał dobiegł go sympatyczny głos. Wracający ze spaceru z psem sąsiad patrzył na niego z wyrazem solidarnego zrozumienia. Kacper w niemal ostatnim momencie zamienił szloch w z trudem wypowiedziane zdanie: Jestem trzezwy, ale nie mogę tego powiedzieć o moim kluczu. Przestał działać. A spróbujmy moim zaproponował sąsiad i po chwili drzwi do klatki bez trudu ustąpiły. Po pierwsze, profesorze, to nie mieszać! A po drugie, to pan mieszkasz w klatce obok. XII Gdy Wiktor wysiadł z taksówki, zauważył, że okno na ostatnim piętrze jarzy się, jakby w mieszkaniu ktoś uwięził słońce. Zadzwonił domofonem, ale nikt nie otworzył. Wyjął komórkę i wybrał numer. Telefon również nie odpowiadał. Nacisnął na domofonie numer jakiegoś innego
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|