|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znamionujący wieloletnie ćwiczenia, a potem spokojnie ruszyli przed siebie. Opuścili groznie włócznie, których długie na jakieś trzydzieści centymetrów groty, utworzyły prostą linię od ściany do ściany. Drugi szereg ruszył za pierwszym z długimi drzewcami ustawionymi w drugą linię, nad ramionami pierwszego, pózniej kolejny i jeszcze jeden, tak, \e cała sala stała się nagle lasem kilkumetrowych włóczni o ostrych jak brzytwy wierzchołkach, mogących posiekać człowieka na drobne paski. Szli tyralierą chcąc przybić groznego barbarzyńcę do Strona 35 Howard Robert E - Conan. Synowie boga niedzwiedzia ściany. Ciągle wlewały się do sali nowe zastępy stra\ników. Conan mruknął i uśmiechnął się kpiąco pod nosem, gdy\ wydawało się, \e Ozark porzucił ju\ myśl o pozbyciu się go za pomocą magii i zastąpił ją czarami, jakich nie mógł pokonać \aden pojedynczy wojownik magii setek ramion przeciw jednemu, stu stalowych ostrzy, próbujących rozerwać ciało na strzępy. Barbarzyńca wytarł swój miecz o okryte jedwabiem udo i zaklął czując, jak zadziory czepiają się szaty. Oto, co uczyniła ta magiczna sieć z jego wspaniałym ostrzem. To nic, będzie tylko zostawiało bardziej poszarpane rany. Na Croma, te białe marmurowe posadzki spłyną szkarłatem, nim Conan rozstanie się z tym światem i wielu z tych brodatych, karłowatych diabłów pójdzie w jego ślady. Zimnym spojrzeniem swych błękitnych oczu obrzucił swych przeciwników. Groty włóczni pierwszego szeregu były ju\ nie dalej ni\ pięć kroków od niego, a do sali wcią\ napływali nowi napastnicy, ustawiając się w zwarte szeregi i maszerując naprzód, nieuchronnie jak śmierć, czy fale wiecznie atakujące piaszczysty brzeg morza. Hej, śmieszne ludziki rzucił przez zaciśnięte zęby Conan. Pokręcone karły! Czy potrzeba was a\ tylu, by stawić czoła jednemu barbarzyńcy z zachodu? Gdzie jest wasza magia? Wycieram sobie nią sandały! Przeciąłem ją swym mieczem, a teraz zapoznam z nim wasze pokurczone ciała! Czy odwa\ycie się stawić czoła mojej magii? Wyzywająco odrzucił do tyłu głowę i zaśmiał się szyderczo. Potem wziął miecz między zęby i obydwoma ramionami uniósł złotą sieć, zakręcił nią nad głową i rzucił w ci\bę stra\ników, przewracając pierwszych, którzy ju\ na nią nastąpili i wprowadzając zamęt w następne szeregi. Metalowe włókna wpiły się w spaloną dłoń, jednak on tylko zacisnął mocniej szczęki, ujął w dłoń miecz i wykrzyknął: Wasza własna magia przeciwko wam! Ujrzał zmieszanie i lęk na twarzach Kitharów, gdy kurtyna opadła na ich głowy, gdzieniegdzie dały się słyszeć okrzyki strachu. Złota sieć pokryła z tuzin włóczni przewracając wszystkich karłów znajdujących się pod nią. Zabrzmiały metalowe groty włóczni w zetknięciu ze złotem, lecz tylko kilka z nich ją przecięło, podczas gdy reszta przewróciła się razem z właścicielami, gdy Conan nastąpił na sieć. Jego waga przygniotła le\ących stra\ników i wyrwała im broń z rąk. Z przeciągłym świstem jego miecz zatoczył półkole i oddzielił groty wystających z sieci włóczni od drzewców. Conan szedł dalej i \adna włócznia nie skierowała się w jego stronę. Stra\nicy, którzy nie znalezli się pod złotą siecią nie mogli go dosięgnąć z powodu pchających ich naprzód towarzyszy z dalszych szeregów, a ci przed Cymmeryjczykiem mieli broń bezradnie skierowaną ku ziemi. Wojownicy padali na twarz i słychać było ich pełne strachu jęki i błagania o litość. Nieliczni, którzy stawiali opór spotykali wirujące ostrze miecza barbarzyńcy i padali brocząc na innych szkarłatną krwią! Conan niczym demon śmierci kroczył po ich ciałach w stronę drzwi, które wywa\ył. W całym pałacu odezwało się wiele alarmujących dzwięków, cię\kich gongów, skórzanych bębnów i złotych trąb. Barbarzyńca słyszał wyraznie stukot tysiąca spiesznych kroków, pobrzękiwanie zbroi. Pokonał magię i zbrojnych, lecz mimo to był pokonany. Jedyną jego nadzieją było lekcewa\enie Ozarka i szybkość, z jaką uderzał jego miecz. Teraz jego sprawność zmniejszyła się znacznie w walce z magią i włócznikami, a Ozark wcią\ ukrywał się gdzieś za kamiennymi ścianami, wysyłając przeciw niemu wcią\ nowe zastępy wojowników, by zgładzić tego zuchwałego barbarzyńcę z zachodu. Na twarzy Conana pojawił się zły uśmiech, gdy nadepnął na ostatniego trupa odgradzającego go od korytarza, przez który wszedł do komnaty. Pomieszczenie zatrzęsło się od jęków rannych, przemieszanych z krzykami strachu i złości tych, których nie objęła sieć rzucona przez Conana, i którzy bezradnie obserwowali go, jak kroczy po zwłokach ich przyjaciół, nie mogąc dosięgnąć go swymi włóczniami. Cymmeryjczyk nie odmówił sobie wsłuchania się w ten swoisty hołd oddany jego osobie przez pobitych przeciwników, ale był pokonany. Jego pierwsza bitwa o tron zakończyła się pora\ką! Mimo to mógł bezpiecznie uciec, a potem dotrzeć do legionu Vigomara i przeciągnąć go na swoją stronę! To, \e został pokonany wzbierało w nim nieznany dotąd gniew i gorycz. Miecz niespokojnie kołysał się w jego dłoni, jak gdyby węsząc w poszukiwaniu nowych ofiar. I czym miał przekonać \ołnierzy Vigomara, by stanęli u jego boku wiszącymi u pasa magicznymi uszami kapłana? Spojrzał z pogardą na swoje trofeum, jednak wzdrygnął się na wspomnienie słów starego kapłana. Conan wyszedł na chłodny, pachnący perfumami dziedziniec i jego wzrok natychmiast pobiegł w stronę białej kolumny, na której szczycie jaśniała oślepiająco szklana kula. Do filaru przymocowana była złota drabina, po której kapłani dostawali się na górę. Jego twarz nabrała wyrazu ponurej zaciętości; to będzie dobry dowód jego potęgi dla Vigomara! Z Strona 36 Howard Robert E - Conan. Synowie boga niedzwiedzia mieczem trzymanym między zębami zaczął wspinaczkę po drabinie. Spalona lewa dłoń protestowała przeciw zetknięciu z gorącym metalem, rozsyłając po ciele fale nieznośnego bólu, ale barbarzyńca z determinacją parł do góry nie zwracając uwagi na cierpienie. Igły bólu przeszywające go co chwila, potęgowały tylko jego wściekłość, przypominając o pora\ce. Słyszał zbli\ające się głosy i kroki zbrojnych, i widział, \e wyśledzą go po kroplach krwi, które zostawiał za sobą na korytarzu i odetną mu jedyną drogę ucieczki. Usta odsłoniły
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|