|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głosu zgadła, że Campion nie bardzo chce o tym mówić. - Kimkolwiek jest, znajomość z nim na pewno dobrze ci zrobiła. - Uśmiechnęła się promiennie. - Odtąd przy tobie będę musiała uważać na Howarda.Nie ulegało wątpliwości, że znajomość, a raczej romans z Guyem dobrze jej zrobił; odmienił ją zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Odsunęła się od okna. Podczas trasy promocyjnej miała zdecydowanie za dużo wolnego czasu - czasu na myślenie i wspominanie. Trochę ją irytowało, że bez przerwy duma o tym, co było, przypomina sobie najdrobniejsze szczegóły pobytu w domku na odludziu. I nagle stanął jej przed oczami Craig, o którym całkiem zapomniała, dopóki nie przywołała go w rozmowie z Lucy. Podobnie jak Guy, Craig też pochodził z ubogiej rodziny i też próbował zostawić przeszłość za sobą. Wydawał się czarujący, troskliwy... tak jak Guy. Craig jednak nigdy nie patrzył na nią jak na kobietę, lecz jak na środek prowadzący do celu. Gdyby nie to, że była mu potrzebna, nigdy by się do niej nie zbliżył. Craig nie dostał tego, na czym mu zależało, ale Guy... Guy chyba osiągnął swój cel. Przestań! Lepiej skup się na nowej książce. Nie ma sensu porównywać, rozważać, analizować. Guy obiecał, że da jej znać, czy wydawcy spodobał się zmieniony maszynopis, jednak do dziś nie miała od niego żadnych wiadomości. Oczywiście prędzej czy pózniej będzie musiał się z nią skontaktować, w przeciwnym razie ona zacznie szukać nowego agenta. Tłumaczyła sobie, że powinna żyć dniem dzisiejszym, za daleko nie wybiegać myślami naprzód i czekać, aż ból minie. Bo kiedyś minie. Straciła te parę kilogramów, które przybrała na wsi. Na jej szczupłej twarzy malował się smutek i dziwna tęsknota, którą wszyscy zauważali, lecz której nikt nie komentował na głos. Dzisiejszego wieczoru była umówiona na kolację z właścicielem miejscowej księgarni; jutro miała udzielić wywiadu w radiu, a po południu podpisywała książkę. Dawniej denerwowała ją konieczność uczestniczenia w promocji książki, teraz spotkania z czytelnikami i dziennikarzami zapełniały jej czas, który inaczej poświęciłaby na rozmyślania o Guyu. Spojrzała na wiszącą na drzwiach szafy sukienkę, którą zamierzała włożyć na dzisiejszą kolację. Tę sukienkę kupiła dla Guya; to w niej wystąpiła podczas ich ostatniego wieczoru w Pembroke. Azy podeszły jej do gardła, ale stłumiła je. Wiedziała, że będzie jej ciężko, że rozstanie będzie bolało, lecz nie przypuszczała, że aż do tego stopnia. Owszem, cierpiała, kiedy Craig ją zostawił, wtedy jednak - z czego zdała sobie sprawę dopiero teraz - bardziej czuła szok i obrzydzenie. Craig zmieszał ją z błotem i na wiele lat wbił ją w kompleksy. Z zemsty, że jej rodzice odmówili podzielenia się z nim swoim majątkiem. Tym razem ból, który ją przenikał, był całkiem inny. Był tak intensywny, tak wszechogarniający, że przyćmiewał wszystko dookoła. Poza nim nic się nie liczyło. Zdumiewało ją, że można być tak nieszczęśliwą, a jednocześnie wyglądać tak... kwitnąco. Miała ładną, świeżą cerę, lśniące włosy i musiałaby być ślepa, żeby nie widzieć błysku zainteresowania w oczach nieznajomych mężczyzn. To wszystko było zasługą Guya, który obudził w niej kobietę. Już nie upinała włosów w kok; nosiła je rozpuszczone, tak jak Guy lubił. Wybrała się nawet do fryzjera, który podciął je lekko na końcach, co podkreśliło ich gęstość. Nawet zaczęła nieśmiało eksperymentować z kosmetykami. Na dzisiejszy wieczór nałożyła odrobinę różu na policzki i pociągnęła tuszem rzęsy. Ciekawa była, co Anthony Pol-room, właściciel księgarni, chce z nią omówić. Był to chudy, żylasty brunet w wieku około trzydziestu pięciu lat, skupiony i poważny. Kojarzył jej się z typowym Kornwalijczykiem. Dawniej takich mężczyzn starała się za wszelką cenę unikać. Teraz dzięki odzyskanej pewności siebie patrzyła na niego jak na normalnego człowieka, a nie jak na potencjalnego wroga, który albo ją zignoruje, albo obrazi, a w każdym razie uzna za niewartą jego czasu i uwagi. Mieli zarezerwowany stolik w restauracji hotelowej. Campion zeszła na dół spózniona kilka minut. Anthony czekał w holu. Nie musiała się zastanawiać, czy ładnie wygląda. Pełne uznania spojrzenie, jakim ją obrzucił, stanowiło wystarczającą odpowiedz. Mimowolnie przypomniała sobie zachwycone spojrzenie Guya, kiedy ujrzał ją w tej sukience. Próbowała nie myśleć o nim, o ich wieczorach przed kominkiem, gdy ją całował i... Zdała sobie sprawę, że Anthony przygląda się jej z zaintrygowaniem. - Przepraszam - rzekła speszona. - Ciągle zmieniam miejsce pobytu, trochę to dla mnie męczące... Nie dosłyszałam, co mówiłeś. - Nic ważnego - odparł z uśmiechem. - Po prostu stwierdziłem, że jesteś wyjątkowo piękną kobietą. Jesteś wyjątkowo piękną kobietą. Już dwóch mężczyzn powiedziało jej taki komplement. To śmieszne, jak niewielkie znaczenie przywiązywała do słów. Nie chciała słuchać pochlebstw, komplementów, wyrazów adoracji. Chciała, żeby Guy był przy jej boku. Chciała widzieć jego cudowny uśmiech, czuć w łóżku ciepło bijące z jego ciała, kochać się z nim. - To co, przejdziemy do restauracji? - spytał Anthony. Był naprawdę uroczym towarzyszem, szalenie zabawnym i szarmanckim. W innych okolicznościach kolacja z takim mężczyzną sprawiłaby jej ogromną przyjemność. Teraz jednak... Teraz jednak doskwierał jej brak Guya. Tęsknota za nim przerodziła się w dojmujący ból, ból tak intensywny, że w połowie głównego dania Campion przeprosiła Anthony'ego, poderwała się od stolika i wybiegła do toalety. Wróciła po paru minutach, niemal zielona na twarzy. - Słuchaj, strasznie cię przepraszam - powiedziała do swojego towarzysza, który jak przystało na dżentelmena wstał, gdy zbliżyła się do stolika. - Czuję się okropnie. Musiałam złapać jakiegoś wirusa. Chciałabym się położyć... - Odprowadzę cię do pokoju. Podziękowała, mówiąc, że sama sobie poradzi, ale Anthony nalegał. Była mu wdzięczna, bo prawdę rzekłszy, kręciło się jej w głowie, w dodatku miała mdłości. Zastanawiała się, co je spowodowało: zbyt wiele godzin w podróży, zbyt wiele nowych osób, które poznała, czy zbyt wielka rozpacz po rozstaniu z ukochanym mężczyzną. W windzie zrobiło jej się słabo. Cieszyła się, że Anthony jej towarzyszy, że może oprzeć się na jego ramieniu, że podtrzyma ją, gdyby miała zemdleć. Nigdy dotąd jej się to nie zdarzyło, ale teraz czuła, że niewiele brakuje. Pokój, który dla niej wynajęto, był blisko windy. Skinęła głową, kiedy Anthony spytał o klucz. - Tak, w torebce. Podawszy mu wieczorową torebkę, oparła się o ścianę i patrzyła, jak Anthony szuka klucza. Drzwi windy zasunęły się z cichym sykiem. Anthony włożył klucz do zamka, nacisnął klamkę. Przytrzymując nogą drzwi, objął Campion w pasie, żeby przypadkiem nie osunęła się na podłogę. - Chcesz, żebym wezwał lekarza? Pokonanie niewielkiej odległości z korytarza do pokoju wymagało nieludzkiego wysiłku. Campion pokręciła przecząco głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Drzwi windy ponownie się rozsunęły. - Nie, dzięki. Nic mi nie jest. Zaraz poczuję się lepiej... Marzyła o jednym: żeby położyć się i zostać sama. Czuła się fatalnie, ale nie chciała się do tego przyznać. Podejrzewała, że wtedy Anthony postawiłby cały hotel na nogi i zrobiłoby się straszne zamieszanie. A jej nie dolegało nic poza tęsknotą. Zwyczajnie w świecie brakowało jej Guya. Brakowało? O mało nie wybuchnęła śmiechem. Bez Guya jej życie było jak wyschnięte koryto rzeki, jak ziemia jałowa, jak krajobraz po bitwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|