|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się przemienić. Może tak działa to miejsce, okoliczności, które nas tu przygnały... albo fakt, że mogę go już nigdy nie zobaczyć. Nie mogę się nim nasycić. Moje wargi pieszczą jego usta, ssą, przygryzają. Przesuwa ręce w dół po mych plecach, przytula mnie jeszcze mocniej. Poddaję się temu uściskowi, owijam ramiona wokół jego karku. Przeczesując palcami jego włosy, pogłębiam pocałunek i nie mam nic przeciwko temu, gdy całym ciężarem kładzie się na mnie, wtłaczając mnie głębiej w materac. Wtulam się w niego, instynktownie go witam. Zachłannie dyszę i nawet nie myślę o tym, że możemy posunąć się za daleko, za szybko. Jest tylko pragnienie. Głód. Mam dość wyrzeczeń. Ujmuje moją głowę w obie dłonie, całuje mnie uważnie, pochłaniając moje usta małymi kęsami. Wbija palce w delikatną miękkość moich policzków, by utrzymać moją twarz w nieruchomej pozycji. Mrucząc, usiłuję poruszyć głową, zasmakować go tak, jak smakuje mnie, ale on mnie trzyma, niewoli... zadaje słodką torturę, która sprawia, że się pod nim wiję. I wciąż jest niedosyt. Palące pragnienie. W moim wnętrzu buzuje ogień, próbuję go ujarzmić i ostudzić płuca. Jęczę, gdy wsuwa mi dłoń pod koszulkę i pieści moje plecy. Odrywa wargi od moich ust, by powiedzieć: - Twoja skóra... jest taka... gorąca. Gwałtownie łapię powietrze pomiędzy kolejnymi pocałunkami, a tymczasem jego ręka przesuwa się, muska moje żebra i drążące ciało na moim brzuchu. Uwalniam usta i odwracam od niego twarz, by wypuścić gorący oddech, którego nie potrafię już dłużej powstrzymywać. Tymczasem on otula lodowatymi pocałunkami moją szyję, pieści językiem skórę... jeszcze silniej rozpalając ogień we mnie. Odrywa wargi od mojej szyi. Chłodny nawiew klimatyzacji muska zwilżoną skórę. Aykam powietrze, rozpaczliwie gasząc szalejące we mnie piekło. Czuję na sobie jego spojrzenie. Podnoszę wzrok i nurkuję w głębinę jego oczu. Nawet w tym mroku płoną. Patrzy na mnie z taką intensywnością, że unoszę drążącą rękę, by przeciągnąć ją po cienistych konturach jego twarzy, pieścić opuszkami palców jej kanciaste męskie rysy. Muskam ciemne brwi nad tymi oczami, które przeszywają mnie na wskroś. Przesuwam palce i zatrzymuję je na jego ustach, lekko nabrzmiałych od pocałunków. Gdy ich dotykam, porusza nimi: -Jedz ze mną,Jacindo. Te słowa dudnią pomiędzy moimi palcami, spływają po ramieniu, wdzierają się do serca. I zaczynam stygnąć. Bo on wie. Wie, co chodzi mi po głowie. Gdy dziś wieczorem uciekłam do łazienki, usłyszał to, czego nie wypowiedziałam, słowa, których nie chciałam wymówić na głos. Nie mogę z nim wyjechać. Nie mogę uciec i być z nim w tej doskonałej bajce, którą sobie wymyśliliśmy. -Nie mogę - szepczę. A potem powtarzam głośniej: - Nie mogę. Odpycham jego ramiona, aż uwalnia mnie od swojego ciężaru. Nawet w mroku dostrzegam zmianę w wyrazie jego twarzy. Jest rozzłoszczony, a jego rysy tężeją, zmieniając się w kamienną maskę. -Jak ty możesz tam wrócić? - Nie mogę nie wrócić. Oni muszą się dowiedzieć o Mi-ram... A poza tym nie mogę pozwolić na to, by mama i Tamra zamartwiały się, nie wiedząc, co się ze mną stało. - Możemy wysłać list - warczy. - To wcale nie jest śmieszne - parskam. -Widzisz, żebym się zanosił śmiechem? - Zciskając mnie za ręce, zbliża twarz do mojej. - Dlaczego z tym walczysz? Dlaczego nie chcesz dać nam szansy? Kręcę głową. -Ja po prostu nie potrafię odejść w takiej sytuacji. - Może już nigdy nie uda ci się stamtąd wyrwać. Pomyślałaś o tym? - Zaciska dłonie na mych rękach. - Co oni ci zrobią, jeśli powrócisz tam tanecznym krokiem i opowiesz, że dałaś się schwytać łowcom? I że utracili Miram? Przeszywa mnie dreszcz. Will ma rację. Może mnie czekać straszliwy los. Ale po części nań zasłużyłam. Bądz co bądz, do tej sytuacji doprowadziły moje egoistyczne pragnienia. Gdybym posłuchała Cassiana i definitywnie zerwała z Willem, nic by się nie wydarzyło. Oczywiście, Miram też się do tego przyczyniła. Nie twierdzę, że nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Nie powinna była mnie szpiegować. Ale nie zasługuje na los, który ją czeka, tylko dlatego, że jest wścibską, złośliwą dziewuchą. - Wracam. -Nawet jeżeli to oznacza, że nigdy już nie będziemy razem? Dokładnie wie, co powiedzieć. Słowa, które zabolą mnie najbardziej. Perspektywa, że go nigdy nie zobaczę, nie usłyszę jego głosu, nie przytulę go... Zwilżam wargi, przełykam ślinę i wypowiadam zdanie, o którym nie sądziłam, że kiedykolwiek padnie z moich ust. Zdanie, które nie potwierdza tego, co mam w sercu, lecz to, co kołacze mi się po głowie. - Will, my nie pasujemy do siebie. Odsuwa się, wypuszcza z rąk moje dłonie, jakbym była czymś, czego dotyku nie może już znieść. - Nie myślisz tak naprawdę. Kiwam głową, a ruch ten sprawia mi ból. To wszystko, na co jestem w stanie się zdobyć. -To szaleństwo. To, czym jesteśmy... - Czym nie jesteśmy. Nie możesz zaprzeczyć... Gniewnie zrywa się z łóżka. -Wiesz, jaka jest różnica między tobą a mną, Jacindo? - odgryza się nieznanym mi dotąd głosem, który mnie trochę przeraża. Przysiadam w skulonej pozycji i mrugając oczami, patrzę na tego rozzłoszczonego, obcego mi Willa. - Ta różnica polega na tym, że ja wiem, kim jestem. Zjeżam się. -Ja też wiem, kim jestem! - Nie. Ty wiesz tylko, czym jesteś. Ale nie doszłaś do tego, kim jesteś. -Jestem kimś, kto ma wystarczająco dużo rozsądku, by zdać sobie sprawę, że nie może wieść szczęśliwego życia z łowcą... z kimś, w kogo żyłach płynie krew zaszłachto-wanych dragonów! - W tej samej chwili, gdy wyrywają mi się te słowa, błyskawicznie zakrywam usta ręką. Zatrzymuje się i patrzy na mnie z przerażającym spokojem. Strasznie" to najłagodniejsze określenie tego, jak się w tej chwili czuję. Mówiłam mu przecież, że jego krew nie ma dla mnie znaczenia. I tak naprawdę myślałam. Will nic nie może poradzić na to, kim jest, więc wyrzucanie mu tego to ogromna niesprawiedliwość. Gdyby nie dragońska krew, nie przeżyłby, a tego na pewno bym nie chciała. W tamtym czasie był tylko małym chłopcem. Chorym, umierającym dzieciakiem. Nie miał żadnego wpływu na dobór metod leczenia. Jak ja mogłam mu to wytknąć? - A więc o to chodzi? To cię tak naprawdę gryzie. Potrząsam
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|