|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ruszył pierwszy. Duma nile pozwalała mu się ogląidać, 'ale podczas długiego zejścia nadstawiał rucha, 'by 'złowić odgłos jej lekkich kroków za sobą. Kiedy ścieżka znowu zaczęła się piąć pod górę, obejrzał się za siebie. Wiedział, co to zinaicszy bać 'się tutaj. Była tuż za nim i ime przystawała, ani nie zwalniała. Twarz pod czarną potarganą czupryną była zamknięta niczym pięść. W koronach drzew wiatr szumliał jak odległe morze monze, które rozciągało się daleko, daleko na zachód po lewej stronie, tam 'gdzie 'zalegała ciemność. Wędrowała długą ścieżką pomiędzy nocą i dimem. Pirowadziła wciąż " naprzód i naprzód ii gdyby dziewczyna nie podążała za niim, zatrzymałby się. Zbocze góry nie miało Ikońca, opanowało go zmęczeim!e. Nigdy w życiu nie czuł się tak znużony. Całe ciało ogarnęła słabość,, omdlenie, które byłoby rawet miłe, gdyby tyliko można 'było usaąść, położyć się, przystanąć i odpocząć. Ciężko szło się naprzód, o wiele łatwiej byłoby zejść w dół. PIiugh! Odwrócił się i oszołomiony rozglądał przez chwilę, zanim ją spostrzegł. Była nie za mim, lecz powyżej, ma 'zboczu wśród d-e-mmych olch. Miejsce było mroczne, nietoo odcięte przez stykające się gałęzie i skaliste zbocza. Tędy szepnęła. Zorientował się, że dziewczyna stoi na ścieżce. Musiał zboczyć ze szlaku na ukos 'pomiędzy drzewami, w dół. Te' kilka kroków stromo pod górę kosztowało go iwliele wysiłku. Zmęczyłem się powiedział drżącym głosem. 107 Wiem szepnęła. Wyglądała, jakby płakała przed chwilą, twarz miała zapuchniętą i rozmazaną. Trzymaj się ścieżka. Dobra. Chodz. Na krańcu zbocza pod olchami było już płasko, ale nie szło się łatwiej, bo narastało zmęczenie, ociężałość, chęć, aby się położyć. Szła teraz obok niego, było dość miejsca dla nich obojga. Kiedy ta ścłieżka zrobdła się szeroka jiak droga? Teraz dziewczyna narzucała tempo. Usiłował dotrzymać jej kroku. To nie było fair. On jej nie ponaglał, kiedy opadła z sił. Tam. Błysk wśród ciemnego rozległego wieczoru; płomyk ognia, pło-myłk lampy. Lęk i zmęczenie były tylko cieniia9 mi, które padały iza nimi z tyłu, ma drogę. Weszli do imiasta. Zatrzymali S(ię między pierwszymi domami. Dziewczyna stała obok niego z twarzą znużoną, obrzmiałą, przechyloną 'wyzywająco. Idę do gospody oznajmiła. Usiłował otirząsmąć się z odrętwieffiia. Teraz, kiedy znalazł się tu, dokąd pchała go cała siła pragnienia, czuł się 'ociężały, niezgira-bny, nie ma maejsou. Nie znajdował odwagi, by stawić się w wielkim domu, a nile wiedzrał, gdzie indziej mógłby się udiać. Chyba pójdę z tobą powiedział. Czekają na ciebie we dworze. Gdizie? We dworze. Tak się przedeż mówi na dom lorda. Dom Lor-dia Horna. Tam gdzie byłeś poprzedmio. Mówiła tonem ostrym i drwiącym. Dlaczego obróciła saę przeciwko niemu po całej tej ciężkiej wędrówce, 'którą odbyli razem? Nie można było ma mej polegać, nie można jej było zawierzyć. Lubiła patrzeć, jak robi iż siebie durnia, a on nie odmawiał jej tej przyjemności. Na razie powliedzaiał i skręcił w pierwszą boczną 'uliczkę prowadzącą na wzgórze. To 'nie ta ulica, następna. Taka ze schodkami zwróciła mu uwagę i poszła 'w kierunku gospody, kitóra wynurzała się ni108 czym galeon ze swymi spiczastymi szczytami i łukowatymi okienkami. Ruszył za mą, mimął gospodę, skręcił ma lewo i w górę uliczką o wielu schodkach. Powietrze pachniało dymem drzewnym niczym cała jesień zamiknięta w jednym tchnieniu, dziecięcy głos rozbrzmiewał w oddali, w dole, gdzie miasteczko stykało się z zamglonymi pastwiskami. Dzikil harmfider dochodził z podwórza za msikim ogrodzeniem przy najwyżej położonym domu tej ulicy. To gęsi syczą uświadomił sobie, kiedy zobaczył wielkie białoramienne ptaszyska wlepiające w mego oczy. W tym mieście były ptaki i zwilerzęta, były głosy, ale żaden głos nie śpiewał. Gęsi syczały i poruszały się. Chociaż doszedł tam, gdzie pragnął dojść, czuł 'zmęczenie d chłód, zimno mię od wiatru czy miepogody, lecz od środka, od szpilku kości, od samego wnętrza, dojmujący, przykry chłód. Minął 'kuftą bramę i gazony i podszedł do 'wyniosłego domu; dach rysował się czernią na wieczornym niebie, dwa okna rzucały łagodne światło na ścieżkę. Uintósł kołatkę w ikształoie baraniej głowy i zastukał. Drzwi otworzył stary sługa i Hugh usłyszał wypowiedziane energicznie i przyjaznie własne imię i nazwisko, co w tutejszej mowie brzmiało jak jedino obce słowo. Staruszek poprowadził go przez nie oświetlone galerie i otwierając drzwi rozjaśnionej ogniem komnaty o purpurowych ścianach, zaanonsował radośnie tym samym wspaniałym na wpół już znanym imiieniem: H j upadłaś! W rozświetlonej komnacie zobaczył Allię. Wstała upuszczając pirzy tym robótkę i wyszła mu naprzeciw wyciągając do niego ręce. Jej jasne włosy zakołysały się, gdy się podniosła i odwróciła. Nie ma sposobu, by przewidzieć piękno lub by na nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|