|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzi? Coś między nimi niepostrzeżenie się zmieniało, powietrze było jak naładowane elektrycznością. Alison ledwie mogła znieść przenikliwe spojrzenie Marchforda. - Dziś wolałbym myśleć, że nie - odparł wolno - ale nie wiem. Naprawdę nie wiem. Alison usiadła wygodniej. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo ucieszyła ją szczerość Marchforda. A także to, że nazwał ją przyjacielem. Przyjazń z Marchfordem? Właśnie, przypomniała sobie. Kiedyś sądziła, że to by ją zadowoliło. Zacisnęła dłonie do podołku. - Powtarzam, milordzie, że nie ma nic do wybaczania. Ten... epizod naturalnie nie był przyjemny, ale lady Edith ma rację, nazywając go nieporozumieniem. Bardzo niefortunnym nieporozumieniem. - A to, że cię wczoraj wieczorem obraziłem, pani? - March nerwowo przeczesał włosy palcami. - Proszę, wybacz mi. Tą propozycją, żebyś została... to znaczy, żebyś skorzystała z mojej opieki, zaskoczyłem siebie samego tak samo jak bez wątpienia ciebie, pani. Znowu przemówiła przeze mnie nienawiść. Boże, Alison! - Opadł na krzesło i ujął jej dłoń. - Miałem przecież dla ciebie podziw i szacunek. Polubiłem cię! A potem dowiedziałem się nagle, że jesteś osobą, której nienawidzę. Poczułem się zdradzony. Alison poruszyła się niespokojnie. Starała się nie zwracać uwagi na ciepło dłoni Marcha i na absorbujące wrażenie, rozchodzące się od miejsca, które głaskał. Wargi miała zupełnie wyschnięte. - Bardzo przepraszam... Przepraszam, milordzie, za to oszustwo, którego się dopuściłam. Bo ja też cię polubiłam. - Boże, jak to blado brzmi, pomyślała z żalem. - Trudno mi było żyć w kłamstwie, ale tak jak powiedziałam... - Uwolniła dłoń, a Marchford raz jeszcze wstał, jakby nagle go uderzyła. - Tak - powiedział cicho. - Tak jak powiedziałaś, pani: bałaś się. - Podszedł do okna i zaczął przyglądać się nie widzącymi oczami powozom i pieszym, przesuwającym się po Royal Crescent. Po chwili odwrócił się z powrotem do Alison i słabo się uśmiechnął. 67 - A więc, jak pani powiedziała wczoraj: powiedzieliśmy już sobie wszystko. Oprócz tego... - Zawahał się, przełknął ślinę. - Gdybyś, pani, kiedykolwiek w przyszłości szukała przyjaznej duszy, to proszę o mnie pamiętać. Jestem do twojej dyspozycji. Znów zamilkł, a w powietrzu znów dało się wyczuć coś, czego Alison nie śmiała nawet nazwać. Wreszcie March się odezwał: - Jutro wyjeżdżam z Bath. - Powiedział to rześko i obojętnie, jeśli nie liczyć ledwie zauważalnego załamania głosu. - Najprawdopodobniej już się nie zobaczymy. - Gdy Alison uniosła rękę, zrobił krok naprzód. - Co się stało? - spytał, przejęty nagłą nadzieją. - Twoja ciotka, panie... liczy, że będziesz obecny na uroczystej kolacji. Wydaje ją za dwa dni specjalnie na twoją cześć. Zaprosiła swoich najlepszych przyjaciół. - Alison uśmiechnęła się, choć był to smutny uśmiech. - Chce się tobą pochwalić, milordzie. - O Boże. W takim razie muszę jeszcze zostać. Czy jest ci to bardzo nie na rękę, pani? Alison bez słowa pokręciła głową. Jeszcze jedno kłamstwo. Było jej to bardzo nie na rękę. Chciała, żeby hrabia Marchfordu znikł z jej życia jak najszybciej, zanim wprowadzi do niego jeszcze więcej chaosu. Musiała z powrotem poddać się rygorowi codziennych drobnych obowiązków, żeby o nim zapomnieć. Raz na zawsze wyrzucić z serca wspomnienie jego ciepła, inteligencji, uczciwości, by nie wspominać o urzekających oczach sennego lwa. March jeszcze raz ujął jej dłoń, musnął wargami palce i po chwili już go nie było. Alison oparła się pokusie i nie podeszła do okna, żeby popatrzeć jego śladem. Przez dłuższą chwilę stała pośrodku pokoju, przyciskając dłoń do warg. W kilka godzin pózniej Alison siedziała z lady Edith w salonie. Wydało jej się, że od poprzedniego dnia starsza pani odmłodniała o co najmniej dziesięć lat. Nuciła wesoło nad tamborkiem, od czasu do czasu przerywając melodię, żeby powiedzieć coś na temat zbliżającej się kolacji. Wreszcie odłożyła robótkę i spojrzała promiennie na swą młodą towarzyszkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|