|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Młoda kobieta kiwnęła głową, a Jem powiedział: - W każdym razie oto co proponuję. Pani Carstairs dokonała nieomal cudu, przywracając stajnie do ich poprzedniego stanu. Mam wrażenie, że nie mógłbym zostawić ich w bardziej kompetentnych rękach. - Odwrócił się do Claudii, która poczuła gorąco wpływające na policzki. - Tak. - W głosie prawnika wyraznie czuć było niechęć. Spojrzał znad okularów. - Słyszałem o pani działalności. Bardzo niestosownej, o ile wolno mi powiedzieć, droga pani. - Podejrzewam, że ma pan rację - odrzekła Claudia. Słysząc potulną nutkę w jej głosie. Jem popatrzył na nią ironicznie. Wiedział, że gra. - Ale, doprawdy, nie miałam wyboru, proszę pana. Być może słyszał pan także, że mój zmarły mąż doprowadził majątek na skraj ruiny. Pan Scudder mruknął coś pod nosem, lecz jego spojrzenie wyraznie złagodniało. Wziął do rąk dokumenty rozłożone na biurku. - Jest jeszcze kilka formalności, których musimy dopełnić, zanim prawo własności zostanie panu przywrócone, milordzie. Za pańskim pozwoleniem, zaraz się tym zajmę. Za kilka dni, znowu za pańskim pozwoleniem, przyjadę do Ravencroft i dam panu do podpisania wszystkie potrzebne dokumenty. Jeżeli państwo sobie życzą, mogę zaraz przygotować umowę. Pani Carstairs może ją od razu podpisać. - Uważnie popatrzył na Claudię. - Jeżeli rzeczywiście chce pani to zrobić. - Nie mam innego wyjścia, panie Scudder - odrzekła Claudia kiwając głową. - Już od dawna podejrzewałam, że poczynania Emanuela Carstairsa wobec lorda Glenravena nie były uczciwe. Ponieważ mam teraz na to dowody, nie pozostaje mi nic innego, jak zwrócić posiadłość prawowitemu właścicielowi. Chociaż nie przychodzi mi to łatwo dodała uczciwie. - Aadnie powiedziane, pani Carstairs - odrzekł adwokat, a jego zmarszczone gniewnie czoło nagle wygładziło się nie do poznania. Za parę minut, po naradzie z ponurym Wickerlym, przyniesiono do pokoju jeszcze kilka dokumentów, a przed Claudią postawiono kałamarz i pióro. Po chwili pan Scudder poświadczył pieczęcią podpis Claudii i ogłosił, że wszystko już załatwione. - Będziemy musieli podjąć jeszcze kilka kroków. Muszę sprawdzić parę dokumentów, ale od tej chwili, lordzie Glenraven, jest pan prawnym właścicielem majątku Ravencroft. Tych kilka prostych słów odebrało Jemowi mowę na dłuższą chwilę. Obserwując go, Claudia miała nieprzepartą ochotę wyciągnąć dłoń i dotknąć jego ręki. Widząc szczęście malujące się na jego twarzy, poczuła, że jej ból nie jest już tak ogromny i staje się łatwiejszy do zniesienia. 45 Następnie podpisano formalną umowę zatrudnienia jej w Ravencroft. Zaskoczyła ją wysokość sumy zaproponowanej przez Jema jako wynagrodzenie. Jej niepewny protest został, oddalony jednym mało uprzejmym mruknięciem. Drżącą ręką podpisała dokument. Niewiele już potem zostało do powiedzenia i pan Scudder wyprowadził ich z gabinetu, życząc wszystkiego najlepszego. Obiecał pojawić się w posiadłości w ciągu tygodnia z odpowiednimi dokumentami. - Zastanawiam się, czy Pelikan jeszcze istnieje? - rzekł cicho Jem, gdy wychodzili z krętej, wąskiej uliczki na rynek. - Kiedy przyjeżdżaliśmy z ojcem do miasta, zawsze zatrzymywaliśmy się tam na obiad. To było... niech no pomyślę... gdzieś na tej tam uliczce. - Ojej! - odrzekła zaskoczona Claudia. - Przecież to najdroższy lokal w całym mieście. Ja zawsze chodzę do Białego Jagniątka. Poza tym mamy bardzo mało czasu, jeżeli chcemy wrócić do Ravencroft przed zmrokiem. - Bzdury - powiedział szybko Jem, wkładając sobie jej rękę pod ramię. - Musisz pamiętać, że jesteś w towarzystwie dziedzica, moja droga. Nie powinnaś zawracać sobie głowy tak Przyziemnymi sprawami jak pieniądze. Claudia popatrzyła na niego z powątpiewaniem, ale nie aż tak wielkim jak właściciel Pelikana. Prowadząc ich do stolika, posępny jegomość starał się na wszelkie sposoby okazać, że nie ufa im za grosz. Claudia była zdziwiona, że nie zażądał pokazania pieniędzy przed podaniem posiłku. Podczas obiadu, złożonego z baranich koderów, groszku i pieczonych ziemniaków, Jem zabawiał Claudię opowieściami o swoich przygodach w Londynie. Miała wrażenie, że pomijał milczeniem sporo nieszczęść, które mu się przytrafiły w tym czasie, gdyż jego opowiadania były lekkie i zabawne. Mówił o ciekawych ludziach, których poznał podczas różnych, często burzliwych eskapad, o przechytrzaniu stróżów prawa czy innych drobnych przestępstwach. Kiedy już zjedli i przygotowywali się do opuszczenia lokalu, Jem miał na szczęście dość gotówki, by zapłacić za obiad i jeszcze dać mały napiwek obsługującej ich dziewczynie; ta stokrotnie podziękowała za hojność. Po wyjściu z gospody każde z nich udało się w swoją stronę i załatwiło, co miało do załatwienia. Gdy słońce zaczęło już zachodzić, spotkali się na rynku, gdzie Jem zostawił powozik wraz z koniem. Przez kilka minut jechali w milczeniu. Jem co jakiś czas spoglądał na Claudię, całkowicie pogrążoną w myślach. - Grosik za twoje myśli - rzekł wreszcie, siląc się na wesołość. - Co takiego? Och! - Spróbowała się zaśmiać, ale nie bardzo jej się to udało. - Ja po prostu... patrzyłam w przy- szłość. - I chyba nie bardzo spodobało ci się to, co zobaczyłaś - powiedział łagodnie. Nic nie odrzekła, tylko z wielkim napięciem przyglądała się swoim palcom zaciśniętym na kolanach. - Nie jest aż tak zle, uwierz mi. Twoja przyszłość... i to wszystko... - O dobry Boże! - podniósł głos w konsternacji. - Tylko nie to! Claudia, ku jego - i swojej - rozpaczy zaczęła płakać. A gdy już raz zaczęła, nie potrafiła się powstrzymać. Azy płynęły jej strumieniem po twarzy. - Przepraszam - wyjąkała. - N-nie wiem, co się ze mną dzieje. Wiem, ż-że postąpiłam słusznie... a ty okazałeś się b-bardzo hojny. Tylko że... Jem zatrzymał powozik na boku drogi i odwrócił się do Claudii. Po kilku minutach bezskutecznego poklepywania jej po ramieniu, objął ją mocno i przyciągnął do siebie. Nie zwracał uwagi na zaskoczone spojrzenia przechodniów. Nic nie mówił, tylko mocno ją tulił. Po chwili jej łkania ucichły i wyrwała się z jego objęć. Patrząc na niego wilgotnymi oczyma chciała coś powiedzieć, ale Jem delikatnie położył palec na jej wargach. Wyciągnął z kieszeni czystą chusteczkę i zaczął wycierać zalane łzami policzki. - Twoja reakcja jest bardzo naturalna - powiedział łagodnie. - Byłaś bardzo dzielna i dobra. Okazałaś wielką szlachetność, oddając dom, który kochasz, nieznajomemu człowiekowi. - Skończywszy wycierać łzy z jej policzków oddał jej chusteczkę. Claudia wytarła nos. - Ale z doświadczenia wiem, że po tym, jak człowiek wykaże dobroć, odwagę i szlachetność, zaczyna się załamywać. Zaśmiała się drżącym głosem. - Obawiam się, że ma pan rację, milordzie. - Stłumiła kolejny szloch. - Nie mam pojęcia, co mnie opętało... przecież rzadko kiedy robi się ze mnie taka fontanna. Zdaje się, że po prostu dotarło do mnie w końcu, że Ravencroft nie jest mój... że został mi tylko mały kawałeczek czegoś, co bardzo kochałam... To... okropnie deprymująca myśl - zakończyła. Ostatnich słów musiał się domyślić, gdyż zostały stłumione przez chusteczkę, którą przycisnęła do oczu, by zapobiec kolejnemu Wodotryskowi. Jem odsunął dłonie Claudii od twarzy i mocno je ściskał. Patrzył jej natarczywie w oczy przedziwnie jasnymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|