|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kał. - Caleb? To ty? Odwrócił się. Sara stała na schodkach, trzymając w ręce torbę ze śmieciami. Nawet w granatowych spodniach od dresu i białym T-shircie wyglądała ślicznie. - Ja... my byliśmy w okolicy - rzekł, gwoli wyjaśnienia unosząc smycz. - Wahałem się, czy nie nacisnąć domofonu, ale uznałem, że jest za pózno. - Chcesz o czymś ze mną pogadać? Jeśli o rysunku buta, to mówiłam ci, że nie je- stem ekspertką. - Szkic jest świetny, ale nie po to przyszedłem. R L T Zeszła po schodach, wepchnęła torbę do plastikowego pojemnika, po czym opu- ściła pokrywę. - A po co? Najbardziej szczerą odpowiedzią byłoby: nie wiem. Aaziłem po mieście i nagle znalazłem się przed twoim domem. - Chciałem... chciałem cię zobaczyć - odparł. Jeśli Sara zapyta, dlaczego, będzie musiał sięgnąć w głąb swej duszy. Sara miała w sobie coś, jakąś szczerość i uczciwość, która go przyciągała. Pewnie dlatego podświa- domie skierował się tu, zamiast w przeciwną stronę. I dlatego pragnął przestać się oszu- kiwać, stawić czoło problemom, od których od dawna uciekał. Ale nie zapytała dlaczego, tylko się uśmiechnęła. - Wejdziesz na górę? Tata umówił się z kumplami w O'Reilly's, więc jestem... - Sama? - Jego wyobraznia zaczęła wędrować niedozwolonymi ścieżkami. Przesu- nął wzrok z oczu Sary na jej usta, dekolt. - Jeśli masz ochotę na towarzystwo... Powinien odejść. Sara Griffin należy do kobiet, które mają oczekiwania. Podej- rzewał, że związek z mężczyzną traktuje równie poważnie, jak pracę. Nie była modelką szukającą faceta, z którym mogłaby się zabawić lub który pomógłby jej w karierze. - Owszem, mam - odrzekła. - Super. Ale, jak widzisz, nie jestem sam. - Uniósł ponownie smycz. - To jest Mac. - Cześć, Mac. - Uśmiech rozjaśnił jej twarz. - Uwielbiam psy. Wejdzcie, chłopaki. Uznawszy Sarę za przyjaciela, Mac pognał przodem. Zatrzymał się przed drzwiami na drugim piętrze. Zaprosiwszy gości do środka, Sara skierowała się do kuchni. - Wino? Krakersy? - Chętnie kieliszek wina. Dzięki. Wysunęła głowę z kuchni. - Pytałam psa. Caleb wybuchnął śmiechem. - Mac ma problem z alkoholem. Lepiej dać mu wodę. R L T Roześmiała się wesoło, a on pomyślał: jak to miło z kimś żartować. Najwyrazniej spędzał zbyt wiele czasu z ludzmi, z którymi nie miał nic wspólnego. Odpiął smycz. Pies podreptał do kaloryfera i wyciągnął się na podłodze. Caleb wszedł za Sarą do kuchni i oparty o blat patrzył, jak krząta się po niewielkim pomieszczeniu. Wyjęła z lodówki butelkę białego wina i kawałek sera, pokroiła go i ułożyła na talerzu obok krakersów. Całość przystroiła kiścią czerwonych winogron. - Może mógłbym się na coś przydać? - spytał Caleb, sięgając po korkociąg. - Dzięki. Jaśminowy zapach perfum mieszał się z owocowym aromatem wina. Caleb poczuł pokusę, by pochylić się, zgarnąć Sarę w objęcia, pocałować, pogłaskać jej krągłości. I tym razem nie puścić. Sara nalała wino do kieliszków, po czym je podniosła i ruszyła do pokoju. Caleb poszedł za nią. Usiadła na sofie, on na kanapie; oddzielał ich szklany stolik, na którym postawili półmisek z serem i winogronami. Mac dzwignął się na nogi i przydreptał bliżej; ułożył się w strategicznym miejscu pod stolikiem, tak by zjadać wszystkie okruchy. - Pewnie się zastanawiasz, dlaczego nie jestem na otwarciu nowego klubu we wschodniej części Manhattanu? - Owszem - przyznała, biorąc kieliszek. - A ty? Nie opiszesz imprezy w Za kulisami"? Potrząsnęła przecząco głową. - Zrobi to ktoś inny. Ja piszę artykuł o LL Designs. - A więc już nie będziesz donosić o moich ekscesach? - Na razie nie. Radość, którą odczuwał jeszcze kilka sekund temu, znikła. Czego się spodziewał? %7łe Sara zrezygnuje z pracy w brukowcu dlatego, że zjedli razem posiłek? %7łe się pocało- wali? Swoją drogą nie bardzo rozumiał, dlaczego w ogóle tam pracuje. Marnowała talent. - Więc dlaczego nie jesteś na otwarciu? - zapytała, odstawiając kieliszek na stolik. - Pojechałem. Ale nie wysiadłem z taksówki. - Dlaczego? - Uniosła brwi. R L T - Zmęczyło mnie tamto życie. - Martha miała rację. Powinien przestać się oszuki- wać. Napotkał spojrzenie Sary; w jej oczach zobaczył autentyczne zainteresowanie. Nie sprawiała wrażenia osoby, która notuje sobie wszystko w głowie, aby za chwilę podzielić się informacją z czytelnikami brukowca. - Dawniej zawsze się łudziłem, że... coś tam znajdę. - Kobietę? Miłość? - Nie. Nie nadaję się do poważnych związków. - Aha. - Odsunęła się, jakby chciała zwiększyć między nimi dystans. - Powinienem skupić się na firmie. - To prawda - przyznała - ale nawet prezesi zasługują na to, by mieć jakieś życie towarzyskie. Z tego, co widziałam, mnóstwo czasu poświęcasz pracy. Nawet nie przy- puszczałam, że tak wiele. - Czyli nie jestem nierobem, który myśli wyłącznie o zabawie i drinkach? - Nie. W swoich oczach jednak był leserem. Uważał, że nie powinien ruszać się zza biurka, dopóki firma nie osiągnie zysków i nie wyjdzie na prostą. Matka wierzyła, że on, Caleb, bez reszty poświęci się firmie. %7łe życie osobiste postawi na drugim miejscu. Ona tak zrobiła, ale zapłaciła wysoką cenę. Nie miała męża. Nie miała czasu dla rodziny i przyjaciół. Więcej godzin spędzała przy biurku niż z jedynym dzieckiem. Gdy nie była w pracy, stale o niej myślała; rysowała projekty na serwetkach w restauracji, ro- biła zdjęcia wzorów, po prostu nie potrafiła oderwać się od spraw zawodowych. Czy równowaga jest możliwa? Czy on też musi - śladem matki - poświęcić życie osobiste, aby firma przetrwała? Na myśl o matce poczuł wyrzuty sumienia. Wstał z ka- napy i podszedł do okna. Popijając wino, spoglądał na przejeżdżające samochody. Do mieszkania docierał warkot silników, dzwięk klaksonów, czyjś donośny śmiech. Cisza przedłużała się. Domyślał się, że Sara go obserwuje. Ciekaw był, kogo wi- dzi. Szalonego playboya, którego zdjęcia ciągle pojawiają się w prasie? Nieudolnego prezesa, który nie radzi sobie z firmą? Czy faceta, który usiłuje postąpić słusznie, choć sam nie bardzo wie, co to znaczy? R L T - Mogę coś powiedzieć? - Sara przerwała ciszę. Skinął głową. - Nie myśl, proszę, że to, co mówisz, kiedy rozmawiamy prywatnie, kiedykolwiek trafi na łamy pisma. Wciąż patrzył na ulicę. - Ufam ci. - To wiele dla mnie znaczy. - Głos jej zadrżał. - Dlaczego? - Odwrócił się od okna. - Tyle lat pracuję w tym brukowcu, że czasem czuję się tak, jakbym sprzedała dia- błu duszę. - Skoro tego nienawidzisz, dlaczego nie odeszłaś? Przez dłuższą chwilę milczała. - Nie mogłam. Ktoś musiał zarabiać, być odpowiedzialny. To była jedyna praca, którą mogłam wykonywać wieczorami. W ciągu dnia studiowałam. Rok minął niepo- strzeżenie, potem drugi i trzeci. Zakorzeniłam się. Aatwiej było zostać, niż szukać czegoś innego. - A teraz? - Badam nowe możliwości. Ale... boję się. Usiadł obok niej na sofie. - Wiem, jak to jest. Też się bałem, kiedy przejąłem obowiązki po matce i zacząłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|