|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zrozumiał, że posunął się zbyt daleko. Jeszcze minuta takich pieszczot i ze- rwałby z niej majteczki. Mari zerkała na niego ze smutkiem i próbowała przyciągnąć go do siebie. - Spokojnie, złotko - sapnął. - Myślę, że na dzisiaj wystarczy. Powoli zaczął porządkować jej ubranie. Kiedy spojrzał jej w twarz, zauważył, że znowu płonęła rumieńcem. - Przepraszam - mruknęła, siadając. - Chyba nie jestem w tym zbyt dobra. - Jesteś świetna. Ale... No, wiesz, nie mam ze sobą żadnego zabezpieczenia - dodał, widząc zawód w jej oczach. - A wolę nie ryzykować. S R - Zabezpieczenia? - spytała skonfundowana. - Prezerwatyw - wyjaśnił. Mari zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Jeśli to w ogóle było możliwe. - Och! - Jako kobieta wyzwolona poniosła właśnie druzgocącą klęskę. Naj- pierw nie miała piwa, teraz prezerwatyw. Wiele jeszcze musiała zrobić, by stać się ekscytującą Mari Lamott. - Nie martw się. Pieszczoty wymagają praktyki. - Moglibyśmy zrobić to jeszcze raz? - ucieszyła się. - Nie teraz - odparł Patrick łagodnie. - Mamy dużo czasu. - Dużo czasu, by powstrzymać jej oszukańcze praktyki, zanim napyta sobie biedy. Będzie musiał jeszcze usilniej pracować nad jej resocjalizacją. Spojrzenie wielkich, brązowych oczu mąciło mu myśli. - Przyjadę jutro - obiecał. Ruszyli ku schodom. - Czy znów będziemy się pieścić? - spytała z nadzieją. - Nie od razu, złotko - odparł. - Najpierw muszę wymienić tłumik w twoim samochodzie. - Zatrzymali się u podnóża schodów i w panujących w sklepie ciem- nościach Patrick usiłował dojrzeć jej twarz. - Przecież potrzebny ci jest nowy tłu- mik, prawda? - Oczywiście - bąknęła. - Ale nie rozumiem, dlaczego chcesz zrobić to dla mnie? - Ponieważ mężczyzni i kobiety wyświadczają sobie drobne przysługi. Zwłaszcza wówczas, gdy już zaczęli pieścić się nawzajem. - Co ja powinnam zrobić w zamian? - No, cóż... - zastanawiał się. Tyle było możliwości. Mógł kazać Mari zanie- chać jej wróżbiarskich praktyk. Ale to byłoby zbyt łatwe. A on lubił ryzyko. Chciał odmienić ją w sposób bardziej... dramatyczny. A poza tym bardzo podobała mu się ta zabawa w kotka i myszkę. - Przygotujesz mi lunch. S R - Zgoda. Masz jakieś specjalne życzenia? - Może być zapiekanka. - Pocałował ją w nosek. - Do jutra! Mari zamknęła za nim drzwi i prawie sfrunęła po schodach. - Rex - powiedziała do kota - czuję, że zmieniam się z każdym dniem. I wiesz, co teraz zrobię? Zamówię coś z katalogu domu wysyłkowego Victoria's Secret". Rex na chwilę uniósł łepek i spojrzał na swoją panią. Potem wrócił do czysz- czenia futerka. ROZDZIAA PITY Póznym rankiem następnego dnia Mari wydobyła z komórki pod schodami rower. Wygodniej byłoby pojechać samochodem, ale nie wiedziała, o której mógł zjawić się Patrick. A za nic na świecie nie chciałaby, żeby przyjechał z nowym tłumikiem i wrócił z nim do domu dlatego, że jej nie zastał. Na wszelki wypadek zostawiła za szybą kartkę z wiadomością. Party! Party! Party!" Taką nazwę nosił czynny całą dobę sklep, usytuowany pięć przecznic od jej domu. Mari nigdy jeszcze nie była w środku, ale uznała, że przyszła pora, by to zmienić. Pryszczaty młodzieniec przy kasie wyglądał zbyt młodo, by sprzedawać al- kohol. Mari wolałaby raczej ekspedientkę. Ale trudno. Weszła między zapełnione butelkami półki i rozglądała się przerażona. Nie miała pojęcia, co wybrać. Jej matka pijała whisky. Widząc skutki tego nałogu, Mari stanowczo unikała jakiegokolwiek kontaktu z napojami wyskokowymi. W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem było kupienie po jednej butelce z każ- dego gatunku. Ale na to nie było jej stać. Postanowiła zatem wziąć najtańszą butel- kę z każdej półki. Chłopak zza kasy przyglądał się jej z rosnącym zainteresowaniem. Wystawiła zakupy na ladę. Uzbierało się tego trochę. Dziesięć butelek i kar- S R ton piwa. Wódka, burbon, rum, gin, whisky, wino i cztery gatunki likierów. Ra- chunek wprawił ją w osłupienie. Rozejrzała się jeszcze po sklepie. Jej wzrok zatrzymał się na stojaku z kolo- rowymi pismami dla panów. I drugim, obok tamtego. Umieszczono na nim niesa- mowitą ilość prezerwatyw. Znów, jak w kwestii alkoholu, Mari stanęła przed nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|