|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
resztę. Josien przebywała w swoich pokojach i nie zapowiadało się, że zejdzie do kuchni. Gabrielle słuchała paplaniny Simone, wspomagając się mocnym drinkiem. Była jednak bardzo spięta, dlatego odsunęła się od Luca, kiedy przysiadł się na kanapę, żeby obejrzeć wiadomości. R L T Simone ziewnęła demonstracyjnie, po czym zaproponowała Gabrielle, żeby wybra- ły się jutro na zakupy. - Rozruszamy się trochę. Lucien, chodz na słówko. Poszedł za siostrą na korytarz, zastanawiając się, za co tym razem dostanie repry- mendę. - Co ty wyprawiasz? - spytała go oskarżycielskim tonem. - O co chodzi? - Gabrielle siedzi napięta jak struna. - Dzięki, sam też zauważyłem. Więc co proponujesz? - Zrób coś. - Co na przykład? Tę walkę z poczuciem niższości musi stoczyć sama. - Wiesz, co by pomogło? Gdybyś pozbył się Josien. To prawda, świetnie sobie ra- dzi z domem, ale przy niej to się nie uda. Nie możesz brać sobie na kochankę córki go- spodyni i mieszkać z obiema pod jednym dachem. Nikt nie będzie się czuł komfortowo w takiej sytuacji. - Musi zostać - stwierdził stanowczo, przeklinając obietnicę złożoną umierającemu ojcu. - Dlaczego? Przecież jej nie lubisz, zaledwie tolerujesz. Gabrielle się jej boi, czemu trudno się dziwić. Czas, żeby odeszła. - Obiecałem Phillipowi, że tu zawsze będzie jej dom. - Nie rozumiem, dlaczego zażądał tego od ciebie. Josien nie jest niewolnicą, która przynależy do tego miejsca i jego pana, tylko najemną pracownicą. Poza tym ma pienią- dze i może o siebie zadbać. Nie musimy jej niańczyć do końca jej żywota. - Tak uważasz? - Spojrzał na nią dziwnie. - Wiem, zabrzmiało to brutalnie... Nie musisz jej wyrzucać na bruk, niech tylko opuści Caverness. Znajdz jej robotę w biurze albo zatrudnij jako przedstawiciela han- dlowego. Zobaczysz, jak szybko wykończy konkurencję. Zapytaj, czy chciałaby robić coś innego, nie musi do końca swych dni być gospodynią. Tylko niech stąd wyjedzie, bo inaczej zaprzepaścisz to, co rodzi się między tobą a Gabrielle. - Ona ma rację. R L T Luc spojrzał na piękną i delikatną Josien, która niczym eteryczna zjawa stała na końcu korytarza. Jej ramię przytrzymywał zawsze obecny i pomocny Hans. Simone jęknęła, lecz szybko jej twarz stała się bezlitosna, wręcz okrutna. Nie kryła swej nienawiści do Josien. - Myślałaś może kiedyś o podjęciu innej pracy? - niemal wysyczała. Zakłopotany Luc spojrzał na Hansa, który uniósł ręce w geście kapitulacji. Nie na- leżało wtrącać się do rozmowy kobiet, z których jedna była chora, a druga wściekła. Jednak Luc musiał. - Otwieramy nowe biuro w Paryżu - zaczął spokojnie. - Mamy też wolny aparta- ment, w którym mogłabyś mieszkać, dopóki nie staniesz na nogi. - Usilnie starał się do- trzymać obietnicy danej ojcu. - Zawiozę cię, żebyś się nie przemęczyła. Pewnie nie widziałaś Paryża o tej porze roku - zaoferował się Hans. Josien spojrzała na niego. Lucowi wydawało się, że się zarumieniła. - Nie, nie widziałam. - Czy to by ci odpowiadało? - spytała stanowczo Simone. - Poszukasz sobie cze- goś? - Tak. Rozluzniony Luc wrócił do saloniku i spojrzał na Gabrielle, która właśnie szyko- wała się do wyjścia. - Nie, wcale nie będzie lepiej, jak stąd znikniesz. Będzie gorzej. Jak mi idzie? - spytał spod ściągniętych brwi. - Niech ci będzie - odparła powoli. - Zostaniesz? - Potrzebuję jakiegoś bodzca. - O to się nie kłopocz, zapewnię ci wiele... - I odrobiny prywatności... - Mój pokój to oaza prywatności, a łóżko z czterema kolumnami i baldachimem jest jak przytulne gniazdko. Mimo takiej zachęty nie była do końca przekonana. R L T - Nie rozumiem, dlaczego tak niezręcznie się czuję. - Przestań martwić się za wszystkich. - Przytulił ją. - Wiem, ale cała nasza przeszłość, i te wszystkie wydarzenia, Simone, Rafe... To, co robimy, ma na nich wpływ. Nie wiem, czy by tego chcieli. - Za dużo myślisz, skarbie. Chodzmy do mnie, to sprawię, że nie będziesz się już niczym martwić. - Czy ktoś ci powiedział, że myślisz tylko o jednym? - Nie, ale mam tego świadomość. Ruszyli do sypialni. Luc przygarnął Gaby na schodach i wypiął wszystkie wsuwki z jej włosów, po czym uniósł ją namiętnie i pocałował, a ona objęła go w pasie nogami. Ledwie zdołał otworzyć i zamknąć drzwi za sobą, a już byli na kanapie. - Co chcesz na śniadanie? - wymruczał, wodząc językiem po jej udzie. - Nie wiem... - Wplątała palce w jego włosy. - A jakiej pasty do zębów używasz? - Do diabła - jęknęła. - Nie znam tej marki, ale poślę po nią rano. - Luc... - Cii... - szepnął prosto w jej majteczki. Nagle stała się uległa, zastygła w rozkosznym oczekiwaniu. Uwielbiał, gdy tak bezgranicznie mu się oddawała. Przeczuwał, że któregoś dnia pójdzie w jej ślady, a wte- dy nie będzie dla niego odwrotu. Zostanie miłością jego życia. Następnego dnia przy śniadaniu milczeli. Wszędzie było cicho, żadnego odgłosu z sypialni Josien. Simone już dawno poszła do pracy, świadoma, że Gabrielle będzie odpo- czywać po nocy z jej bratem. Luc wyglądał na spiętego. - Coś cię trapi? Czyżbym przekroczyła granice twojej gościnności? - Nie, co ty. - Powoli opuścił gazetę. - To może porozmawiamy? - O czym? - O tym, co planujesz dzisiaj robić, jak ci się podobała nasza noc... R L T - Podobała? - Przejechał palcami po włosach. - Myślałem w przebłyskach świado- mości, że gdyby mi było jeszcze cudowniej, to bym umarł z nienasycenia. Myślałem też, że tylko głupiec nie chciałby budzić się przy tobie każdego ranka. I co zrobię, gdy się obudzę, a ciebie nie będzie. - Odchrząknął. - Czy to ci wystarcza, Gabrielle? - Aha... To dobrze, że tak nam cudownie... - A ty jak to postrzegasz? - %7łe jeżeli oddam ci się jeszcze bardziej, to nic ze mnie nie zostanie. Czy to jakoś pomogło? - Wcale. - Pocałował jej zaciśnięte usta. - Co na dzisiaj zaplanowałaś? - Pojadę do dystrybutora win w Epernay, który jest na tyle zainteresowany, że po- święci mi dwadzieścia minut swojego cennego czasu, a pózniej wpadnę do winnicy Hammerschmidtów spotkać się z agentem nieruchomości i spytam go, czy są jakieś ograniczenia, jeśli chodzi o renowację domu. - To akurat wiem...
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|