|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przesądy i fanatyzmy itd.? Czy wilkami wreszcie nie są rozmaite dzikie ludy, które niby to ciągnie się gwoli ich szczęścia na łono cywilizacji, a tymczasem giną one nieuchronnie zarówno wskutek przesądów cywilizowanych swoich bliznich, jak i własnych gatunkowych przymiotów nabytych w ciągu wieków? Co się tyczy idei wilkołaka, nie jest że to prastary mit, stanowiący tradycję przekleństwa rzuconego na cały gatunek istot, których losem ostatecznym musi być zagłada? Wszakże jedne i te same istoty pielęgnują zgodę i braterstwo, nie zaniedbując jednocześnie nienawiści, obłudy i złości. Któż zdoła zresztą zaprzeczyć, iż wszystko, co przechodzi przez alembik ludzkiego umysłu lub uczucia, jest nieprawdą? Człowiek bowiem ma tylko mały i jedynie swój własny świat, nie przeznaczony bynajmniej na siedlisko prawdy. Ta ostatnia znajduje się poza nami w realnych stosunkach bytu. W zwierciadle zaś naszej duszy odbija się świat egoistyczny, ludzki. Nie jest to świat istotny. Dopiero prawdą jest pojęcie takiego stosunku człowieka do świata. Nie w poczuciu dumy czerpie istota ludzka najwyższe duchowe siły, ale w cichym i skromnym poczuciu swej małości. Najmniejszą rzecz zrobić dobrze jest trudno. Aby iść naprzód, trzeba być oględnym, jeżeli krok nie ma być zmarnowany. Na tym punkcie rodzi się oportunizm, którego musiałem się chwycić, aby nie zgubić wilka, nie drażnić jego stosunków z psami; nie narazić go na śmierć z ręki pierwszego lepszego dworusa, a przy tym utrzymać własny dobry stosunek z psami, ludzmi i wilkiem. Czyż mogłem mieć widoki powodzenia idąc na przebój? Wszakże psy mogły stracić do mnie przywiązanie, a ludzie już zaczęli mnie lekceważyć. Tylko Buta 19 był w porządku; stał on się oswojonym zwierzęciem, o ile wilk nim stać się może. Gdy jednak zewsząd brzmiały głosy: Zabij, otruj, utop, rozstrzelaj , musiałem coś zrobić dla przesądów mego społeczeństwa, aby w nim wyżyć. Przeprowadziłem więc Butę do drugiego klombu na dziedzińcu, położonego z dala od łączki, a przylegającego do stodół. Myślałem sobie: Nie trzeba ani wilkowi, ani ludziom dawać sposobności, aby byli zli . Wilkowi więc stworzyłem świat cichy, wśród którego nie było pola dla łakomstwa i drapieżności. Dla ludzi zrobiłem tyle, że wilka przywiązałem na łańcuszku do pnia drzewa. Takie zastosowanie się moje wywarło dobry wpływ na publiczność. Jeżeli ludzie są niechętni dla jakiejś sprawy, wtedy mówią, że do tej niechęci mają prawo; a jeżeli ich złości stanie się zadość, powiadają, że ich prawo ma zadośćuczynienie. Była właśnie pora żniw, zwożono syropy z pola do stodoły położonej na wzgórzu. Z początku Buta gryzł swój łańcuszek, gdy go atoli usiłowania zawiodły, topił zęby w pniu drzewa akacjowego. Osiągnął stąd pewną satysfakcję, jednakże gryzienia zaprzestał i począł się godzić ze swoim losem. To sobie leżał przypadłszy do ziemi, to powstawał na wszystkich czterech nogach, to znowu na przednich tylko. Najczęściej znajdowałem go w tej ostatniej postawie, wsłuchującego się przy tym, jak i poprzednio; w różne odległe głosy. Ze stodoły dochodził tu gruby, jednostajny głos mazurskiego parobka liczącego snopy: Jeden dwadzieścia, dwa dwadzieścia, trzy dwadzieścia itd. To znowu przejeżdżał koło klombu wóz, ciężko naładowany snopami, który trzeszczał i skrzypiał w różnych swych częściach pod naciskiem ciężaru. Na koniach brzęczały łańcuszki naszyjników i rozmaite żelazne przybory; w powietrzu świsnął niekiedy przeciągle długi bicz fornala lub rozległ się głos Wio! ..., na co konie odpowiadały parskaniem. Gdy znowu próżny wóz wyjeżdżał ze stodoły, brzmiał głośny turkot około klombu, rozlegało się trzaskanie i strzelanie z bata, a czasem niby akompaniament słychać było rżenie klaczy, zaniepokojonej po drodze nieobecnością zrebaka, co pozostał w stodole, strojąc figle i psoty na gumnie. Usłyszawszy atoli głos stęsknionej i troskliwej matki, zrebczyk puszczał na wiatr grzywkę oraz wiotki ogonek i w susach a skokach przelatywał, tętniąc nóżkami, rżąc cieniutkim głosem, niedaleko od ukrytego w gęstwinie Buty. Wtedy wilkowi zmieniała się barwa oczu, które pałały i stawały się lśniące jak szmaragdy; wtedy przywarowywał do ziemi i czaił się w stronę zrebięcia. Dawały się też niekiedy słyszeć ze stodoły różne śpiewy dziewek: Dana, jeno dana! Oj dana, dana, dana! Czasami znowu grzmiał donośny i grozny głos karbownika lub dochodziły śmiechy, wesołe krzyki, gwary. Mniej często przebiegało koło klombu jakie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|