|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niedbałych kieckach. Ale nie wzdragała się przed aparatem, tylko wesoło i buńczucznie zawołała, jakie dostanie za to cadeau, ile jej zapłacę. - Ależ, moja królowo! krzyknąłem żartobliwie zgorszony. Droga królowo!... A jużci! Królowe są drogie! buchnęła śmiechem. Mimo to przyjaznie potrzęsła ręką, kazała zaczekać i zniknęła w chacie, z której wysypała się tymczasem spora jak na tak niewielką chałupę lawina królewskiego otoczenia, rój dworek i fami- liantów. Odbijali od innych Sakalawów tym, że prawie wszyscy byli niezle odpasieni, a więc gładkiego lica i dorodnego ciała; widocznie bliskość królowej im służyła. Odnosili się do nas życzliwie, pełni uśmiechów: pojawienie się cudzoziemca zapewne rozpraszało im szarzyznę dworskiego życia. Wkrótce powróciła na drogę sama królowa, już przebrana i figlarnie promienna: miała świeżą, zabójczo tęczową lambę kuani o czerwonych kołach, a w uszach połyskiwały olbrzymie kolczyki ze złota. Kilku dryblasów, gwardia osobista, zaraz stanęło za królową, tworząc godne tło, a ona, dotychczas krotochwilna, podczas fotografowania przybrała majestatyczną powagę. Ale tylko na chwilę. Po odbyciu tej pańszczyzny była znowu sobą, ona i my także. Królowa Moana Salima i ludzie jej otoczenia, różniąc się od przeciętnych Sakalawów, tworzyli po prostu odrębny klan, inny zgoła typ: wobec nas, Europejczyków, nie okazywali zwykłego zakłopotania ani też wyszukanej kurtuazji, tak znamiennej dla wielu Merinów. Zachowywali się swobodnie, jak równi z równymi, byli jowialni i ujmujący. Pózniej, po zakończeniu przechadzki po osiedlu, przyniosłem królowej skromne cadeau, paczkę papierosów chesterfieldów. Staruszka nie liczyła na to, wzruszyła się. Miała rzadką umiejętność przyjmowania nawet drobnych upominków z wielkim wdziękiem. Szczerze ich wszystkich polubiłem, była to grupa Malgaszów o wyjątkowym uroku. Następnego dnia przechodząc obok chaty królowej, spotkałem jej młodziutką wnuczkę, Alimę Mamadi. Poznałem ją poprzedniego dnia i wiedziałem, że w przeciwieństwie do swej babci i większości dworzan dobrze władała francuskim językiem. Wyciągając ku pannicy rękę, przywitałem ją wesoło: Cześć małej księżniczce! Alima miała zmysł humoru podobnie jak królowa. Podała mi rączkę, ale coś w jej oczach zapełgało żartobliwymi ognikami. Małej? uśmiechnęła się niby kwaśno. Czemu, vazaho, mówisz do mnie: małej? Przecież ja duża, wysoka... O tak, jesteś duża, wysoka powtórzyłem skwapliwie i do tego dorosła. A żebyś wiedział: dorosła! zaperzyła się rozbawiona. Mam piętnaście lat! Oj, to już nie żarty! przyświadczyłem z ochotą. Na pewno już myślisz o zamążpójściu. Myślę! bez wahania przyznała szczerym głosem i z tak niezachwianą pewnością siebie, że zdumiałem się. Odeszła mi chęć przekomarzania się. Czy masz już wybranego? spytałem życzliwie. Nie. Spojrzałem na nią uważniej. Rezolutny podlotek, wcale dobrze rozwinięty, już nie był dzieckiem. Stała przede mną młoda Mal-gaszka, wiedząca, czego chcieć od życia: inne dziewczyny już od dwóch, trzech lat miały swych mężów. Ona, Alima, jeszcze nie była zamężna, ale uznanym zwyczajem tutejszych szczepów na pewno już dawno poznała słodkie uciechy z chłopakami. Była ładna, jak niewątpliwie za młodu jej babcia, i jak ona była rozgarnięta, a przy tym dobrze umiała po francusku. Strzeliła mi do głowy swawolna myśl. Słuchaj, Alimo! odezwałem się. Jadę na kilka tygodni do Antsezy, do pana Obsta. Chcę tam poznać różnych Sakalawów, z nimi rozmawiać i potrzebuję tłumacza. Ty znasz francuski. Chcesz być moją tłumaczką? Oczywiście osłupiała, ale nie na długo. Nie była cielątkiem. Badawczo patrzała na moją twarz, czy mówię poważnie. Chyba mówiłem poważnie. Chciałabym odrzekła po chwili ale to nie ode mnie zależy... A od kogo? Od mej babci. Musi się zgodzić. Rzecz prosta: królowa królową. Alima tymczasem odzyskała swobodę i zbudziła się w niej przekora. Oczy jej nabrały drwiącego wyrazu. Ile mi zapłacisz? uśmiechnęła się zaczepnie. Pytanie nie zaskoczyło mnie: bez takiego pytania nie byłoby Malgaszów. Dam ci dziesięć tysięcy franków miesięcznie ofiarowałem. Brzmiało to szumnie i w Mitsinjo było straszną sumą, ale przeliczone na obce pieniądze, wynosiło mniej niż czterdzieści dolarów. Propozycja sprawiła wrażenie na dziewczynie. Zapłonęła, oczy jej rozbłysły. Chciałabym rzekła na rozstaniu ale to zależy od babci... Babcia nie była przeciwna i jeszcze tego dnia przystąpił do mnie na drodze jeden z kuzynów Alimy, należący do gwardii przybocznej" królowej, i oznajmił mi, że rada rodzinna wyraziła zgodę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|