|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapalił światło. Jego blask oślepił Mike a, który oczekiwał, że żarówka nie zadziała. Natychmiast spojrzał na Liz, w której podkrążonych oczach zobaczył odbicie nagiej szklanej bańki. Mike powiódł wzrokiem po twarzach towarzyszy, czując coś na kształt współczucia. Wyglądali szaro i posępnie. Na czole Alex wykwitła gromadka sporych pryszczy. Geoff, który zawsze nosił się prosto, siedział niczym kupa nieszczęścia w rogu piwnicy. Wyglądali jak bezduszna parodia wyrzutków społecznych, dzieci ulicy. Mike zastanawiał się, jak długo jeszcze pociągną, jeśli nie ma drogi ucieczki. Rząd ustawionych pod ścianą butelek wyglądał krzepiąco tylko do momentu, kiedy się policzyło, w ilu z nich jest woda. Większość była pusta. Może dla jednej osoby taki zapas mógłby być zródłem nadziei, ale dla pięciorga? Muszę umyć zęby odezwała się Frankie. W ustach mam jak w trampku. Nie możesz powiedziała Alex. Nie mamy dość wody. A ja idę się wysrać ogłosił wszem wobec Geoff, podnosząc się z miejsca. Kiedy stąd wyjdziemy? spytała Frankie. Liz? Kiedy wyjdziemy? Odpowiedziała jej cisza. Pamiętasz to wszystko? dopytywałam się. Tak, aż za dobrze uśmiechnął się. Przestraszyłaś mnie wtedy, wiesz? Wiem, ja też się bałam. Ale to było nieuniknione. Chwilami w pewnym sensie nadal mnie przerażasz. Zmieszałam się na te słowa. W jakim sensie? No wiesz... Kiedy jesteś tu ze mną, wydajesz się całkiem zwyczajna. Większość ludzi taką właśnie cię zna. Ale to przecież nie jest cała prawda. W Bunkrze poznałem cię z zupełnie innej strony. Każdy z nas dowiedział się czegoś o sobie zgodziłam się. Możesz podziękować za to Martynowi, jeśli masz ochotę. Raczej średnią pokazał zęby w sztucznym uśmiechu. Nie czuję wobec niego za grosz wdzięczności. A nie zapomniałeś o czymś? Mianowicie...? Ze nie siedzielibyśmy tu razem, gdyby nie Martyn. Pewnie każde z nas poszłoby w swoją stronę. A może nie rzucił przekornie. Całkiem możliwe, że byśmy się odnalezli w szkole. Och, mało prawdopodobne odrzekłam z uśmiechem. Przecież ja byłam, pozwól, że zacytuję, byłam zawsze jakaś dziwna i trzymałam się z boku . A ja wydawałem się ogólnie niedojrzały i durnowaty . No właśnie. Przez chwilę suszyliśmy zęby w duecie. Więc przynajmniej za to powinniśmy być mu wdzięczni. Rany, dzięki, stary. Lepiej się pilnuj rzuciłam ostrzegawczo. Nie zapominaj, że jestem kompletnie nieprzewidywalna. I to właśnie w tobie kocham. To się zdarzyło około południa. Kiedy coś zjemy? spytała Alex. Jak się czujesz? zagadnął ją Mike. Chyba lepiej. Mam wrażenie, że jestem... jakby kompletnie pusta w środku. Hm, w tej chwili chyba rzeczywiście niewiele tam mam uśmiechnęła się blado. Właściwie już mi wszystko jedno. Powinnaś coś zjeść zdecydowała Liz. Była w połowie drogi do kupki jedzenia, które jeszcze mieli, gdy rozległo się metaliczne kliknięcie i Bunkier momentalnie pogrążył się w całkowitej ciemności. Kto to zrobił? jęknęła Alex niepewnie. Geoff? Zapalże to światło. To nie ja zaperzył się Geoff. Wszyscy usłyszeli, jak pstryka tam i z powrotem wyłącznikiem. Zdechło i tyle powiedział, wciągając ustami powietrze co zabrzmiało prawie jak szloch. Pięknie, kurwa, pięknie. Kompletnie nic nie widzę. My też zauważyła Liz. Mike nie miał pewności, czy to jego wyobraznia czy też naprawdę słyszy w jej głosie ton triumfu. Może to znaczy, że żarówka się przepaliła? spytała Frankie z lekkim zdziwieniem. Obudz się, kobieto rzucił szorstko Mike. Logiczne, że się przepaliła. Aha. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę powiedziała cicho Alex. Zupełnie jak koszmar, z którego nie można się obudzić. Jak nie jedno, to drugie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|