|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pamiętasz, jak pojechałaś do lekarza w sprawie tej niby grypy żołądkowej? Kiedy wróciłaś, byłaś blada jak płótno. Przeraziłem się, że to coś poważnego. Tak bardzo się o ciebie bałem... - Pamiętam. Byłeś bardzo troskliwy, dopóki... - Póki nie postradałem rozumu z zazdrości. Nie mogłem znieść myśli, że jakiś inny mężczyzna cię dotykał. Przepraszam cię, kochanie. Potrafisz mi wybaczyć? - Potrafię - Lily na niego popatrzyła. Była bardzo szczęśliwa. - I przestań mnie w kółko przepraszać. Co się stało, to się nie odstanie. Trzeba żyć dniem dzi- siejszym, a nie ciągle oglądać się za siebie. - A więc zgodzisz się ze mną zostać? - spytał Vito, w którego wstąpiła na- dzieja. - Dasz mi jeszcze jedną szansę? - Zostanę - powiedziała i znowu się rozpłakała. - Czemu płaczesz? - Vito uklęknął przy łóżku i ścierał dłonią łzy płynące po policzkach Lily. - Bo ja ciebie też kocham - wyszeptała przez łzy. - I zawsze kochałam. Na twarzy Vita pojawił się błogi uśmiech. Usiadł na łóżku, posadził sobie Lily na kolanach i tulił ją do siebie. - Nie wierzę, po prostu nie wierzę - powtarzał, całując ją jak szalony. - Jesz- cze rano myślałem, że świat mi się wali na głowę, a okazało się, że spełniają się S R moje marzenia. Lily czuła dokładnie to samo. Była taka szczęśliwa. Nagle z łóżeczka rozległo się cichutkie posapywanie. - Obudził się! - W głosie Vito brzmiała taka duma, jakby budzenie się było wyczynem, na jaki stać tylko wyjątkowo uzdolnione niemowlaki. - Podasz mi go? - zapytała Lily. - Pewnie znowu jest głodny. Patrzyła, jak Vito ostrożnie wyjmuje maleństwo z łóżeczka. Jego dłonie były niemal takie duże jak cały jego syn. - Witam - rozległ się od progu głos lekarza. - Jest już wynik badania. Niestety, syn odziedziczył po panu tę nieszczęsną grupę krwi 0Rh-. Najrzadziej występującą. Każdemu można ją podać, ale obu panom Salvatore można przetoczyć tylko taką i żadną inną. Lily zerknęła na męża. Była ciekawa, jak przyjmie ten naukowy dowód na to, że maleństwo jest także jego synem. Zdziwiła się, kiedy zmarszczył czoło. - A to pech - powiedział. - Miałem nadzieję, że będzie miał grupę krwi po swojej mamie. - Przecież pan najlepiej wie, że to żaden problem. Po prostu trzeba o tym pa- miętać - powiedział lekarz. - Teraz proszę spokojnie nakarmić dziecko. Zajrzę póz- niej. - Myślałam, że będziesz zadowolony - powiedziała Lily, gdy doktor zamknął za sobą drzwi. - Masz dowód, że to twój prawdziwy syn. - Dowód to ja mam w sercu - odparł Vito. - %7ładnych innych już nie potrzebu- ję. S R EPILOG - A więc to jest mój prawnuk. - Giovanni przyglądał się maleństwu, które ostrożnie ułożono mu w ramionach. Lily przysiadła na łóżku obok starszego pana. Azy stanęły jej w oczach na widok serdecznego przyjęcia, jakie senior rodu zgotował jej maleńkiemu synkowi. - Ma na imię Giovanni - powiedziała. Starszy pan popatrzył na nią oniemiały. - Dziękuję - szepnął wzruszony. - Dzięki tobie jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. - To dla mnie wielki zaszczyt. - Lily pocałowała starszego pana w policzek. - Nie potrafię wyrazić, jak bardzo się cieszę, że zostałam przyjęta do waszej rodziny. Jestem dumna, że mój syn będzie nosił tradycyjne imię rodu Salvatore. - Nareszcie założyłaś naszyjnik. - Giovanni dopiero teraz zauważył na jej szyi klejnot, który podarował Lily podczas ich pierwszego spotkania. - A już myślałem, że ci nie przypadł do gustu. - Ależ skąd. - Lily musnęła palcami drogocenny naszyjnik. - Vito oddał go do konserwacji. Nie mogliśmy pozwolić, żeby się przypadkiem uszkodził. - Poza tym dzisiaj jest nasz wielki dzień, Nonno - wtrącił Vito. - Przedsta- wiamy ci naszego syna. To prawda, że dał naszyjnik do konserwacji, tyle że potem jakoś nie mógł się zdobyć, żeby go oddać Lily. Dziś jednak sama o niego poprosiła, a zakłopotanie męża pokryła czułymi pocałunkami. Była nie tylko piękna, ale i dobra. Kochała go jak nikt na świecie, skoro tyle zła zdołała mu wybaczyć. S R
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|