|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na kraj, ale raczej nie taki, \eby go po świecie wozić i pokazywać. Stało się, jak się stało i mecz wyszedł nam tragicznie. Atmosfera w dru\ynie te\ nie była specjalnie ciekawa - jak to w zwykłej zbieraninie, w której ka\dy ka\dego znał tylko z widzenia. Jakby tego było mało, w samolocie w drodze powrotnej doszło do kłótni Romka z dziennikarzami, prawie poszły w ruch pięści. Mo\e to i dobrze, \e wtedy sobie odpocząłem od kadry. Mogłem skoncentrować się na początkach w Betisie i poczekać, a\ zespół narodowy troszkę spowa\nieje. Akurat los tak chciał, \e powrót te\ wypadł na Izrael. Tremy oczywiście nie miałem \adnej. Wracałem jako piłkarz, który nikomu nie musiał się przedstawiać, znałem wszystkich i wszyscy znali mnie. Byłem w formie. Stara tradycją w reprezentacji są wieczorki powitalne. To chyba nawet dość oczywiste, \e jeśli nie widziało się kolegi przez kilka miesięcy, to trzeba z nim porozmawiać trochę dłu\ej ni\ podczas posiłku. Szczególnie pierwszej nocy. Nikogo chyba nie muszę przekonywać, i\ Buk nie nale\y do stolicy polskiej rozrywki. Jest tam mordownia, dumnie i modnie nazywana "Night Clubem", \eby chocia\ miejscowi zapaleńcy wpadli, kuszeni perspektywą zobaczenia dziewczyny tańczącej przy rurze. Tak naprawdę, ani rur tam nie było, ani dziewczyn, a cały lokal był raczej "dancingiem". Typowa dziura, w której skrzypią drzwi i kleją się stoliki. Oficjalnie nie mo\na było nawet pić piwa, ale trener dobrze wiedział, \e są regulaminy i "regulaminy". Pierwsza noc była nasza, zawsze. Tym razem wytrzymałem i nikt do pokoju nie musiał mnie zanosić. Zresztą, nawet trudno byłoby nie wytrzymać tempa, poniewa\ na pewnym karierze etapy pije się ju\ inaczej, spokojniej. Przychodzi taki dzień, \e wódka idzie w odstawkę, a jej miejsce zajmuje czarna whisky, przy której spokojnie mo\na sobie rozmawiać. Nie chciałbym, aby ktoś nas sobie teraz wyobraził jako kilku rupieci siedzących przy markowych cygarach i rozmawiających o kursie ropy naftowej. Potrafiliśmy się te\ zabawić. Ot, choćby niedawno opowiadana przez Maćka Szczęsnego anegdotka o tym, jak jakiś gość, który nas strasznie irytował, zostawił przy stoliku obok białą marynarkę i poszedł tańczyć. Miał pecha, \e ktoś grzebiąc we własnej kieszeni stwierdził, i\ przypadkiem ma czerwony flamaster. Z marynarki zrobił się śliczny strój narodowy, z numerem dziesiątym na plecach i napisem "Polska". Tak, to właśnie było w Buku. Ekipa była wesoła, ka\dy ka\demu przypadł do gustu. Na tyle polubiłem tę kadrę, \e gdy wracałem ze zgrupowania do klubu, to po tygodniu brałem do ręki kalendarz i patrzyłem, kiedy znowu będzie jakiś mecz. Zakreślałem datę... czerwonym flamastrem. Zazwyczaj na jednej nocy się nie kończyło, bo ciągle doje\d\ali spóznieni koledzy, z którymi te\ trzeba było się przywitać. Trener Apostel chyba nic nie wiedział, bo akurat w ośrodku mieliśmy niskie balkony. To była w zasadzie jedyna mo\liwa droga, bo podłogi strasznie skrzypiały i dyskretne przejście korytarzem sporej bandy nie było mo\liwe. Nikt nikomu nie chciał wchodzić w paradę, więc skakaliśmy. Tak nawet było bli\ej do wspomnianej mordowni. Trenera się nie baliśmy, dziennikarzy te\. Wtedy były takie czasy, \e gdyby nawet jakiemukolwiek dziennikarzowi chciało się dojechać do Buku, to by się do nas co najwy\ej dosiadł i sączylibyśmy te whisky razem, choćby całą noc. Dłu\ej ju\ nie, bo pózniej był trening... Trener Apostel nigdy nie nale\ał do specjalnie rygorystycznych. Mo\e te\ wyznawał naszą zasadę, \e kto się dobrze nie pobawi, ten dobrze nie zagra? Na początku zgrupowań mówił nam tak: - Jeśli chcecie, to pijcie. Ale jeśli kogoś złapię w łó\ku z dupą, to pójdę i powiem jego \onie. Nawet nie wiem, czy ktoś miał wcześniej taką wpadkę, ale i tak erotomani mieliby w Buku przechlapane, bo tam i tak takich dziewczyn nie było. Nas interesowały bardziej rozmowy, \arty, wspominki. Duszami towarzystwa byli Piotrek Nowak i Romek Kosecki. Słowa Apostela przyjmowaliśmy jako swego rodzaju przyzwolenie, \e nie będzie nas ścigał za nocne Polaków rozmowy. Te rozmowy, jeśli mecz był w środę, kończyliśmy koło poniedziałku. I tak przez kilka dni mo\na było wystarczająco się "nagadać". Sam trener co jakiś czas przypominał nam, \e mecz coraz bli\ej. Nie miał twardej ręki, ale potrafił powiedzieć: "Panowie, koniec. W środę gramy wa\ny mecz i nie chcę ju\ słyszeć \adnych plotek". Plotek, poniewa\ ka\dy z nas był na posiłkach, na treningach, niby wszystko normalnie. Jakoś musiało do niego dochodzić, \e wymykaliśmy się balkonami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|