|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
malowanie, Odwiesiła pelerynę do szary i ruszyła do pracowni. W połowie drogi, w salonie, zauważyła migającą lampkę na sekretarce. Odsłuchała wiadomość. Zdziwiła się, słysząc ochrypły szept Arizony Snow. - ...Zledzi mnie - szpieg z instytutu. Cwany drań. Trzyma się na dystans, żebym nie mogła go zobaczyć, ale gdzieś tam jest i mnie obserwuje. Czuję jego obecność. Na pewno widział, jak robię rekonesans, i wie, że znam przeznaczenie nowego skrzydła. - Dzwonię do ciebie, bo nie znam numeru Gabe'a. Jestem na nabrzeżu. Nie: mogę zostawić ci wszystkich szczegółów, bo to za duże ryzyko. Potem wracam do siebie. Tam się zabunkruję. Muszę porozmawiać' z. tobą i Gabe'em. Słyszałam, że żyjecie ze sobą, więc domyślam się, że jeśli odbierzesz tę wiadomość, to mu przekażesz. Moja kwatera to jedyne bezpieczne miejsce w tym sektorze. Będę wdzięczna, jeśli szybko się stawicie, bo zaczyna robić się gorąco. Muszę lecieć. Na razie. Lillian usłyszała jeszcze stłumiony trzask odkładanej słuchawki. Arizona rozłączyła się w pośpiechu. Lillian patrzyła wilkiem na sekretarkę. - Przyjechałam tu, bo chciałam w miłej, spokojnej atmosferze zająć się malowaniem mruknęła w przestrzeń. Podniosła słuchawkę i wybrała numer komórki Gabe'a. Odebrał po pierwszym sygnale. - Madison. Słyszała przytłumiony świst wiatru i szum wody. Pewnie był w połowie drogi do siebie. - Robisz coś ważnego? zapytała. - Zależy, co przez to rozumiesz. Zastanawiam się nad propozycją małej, dopiero startującej firmy, która potrzebuje pięciu milionów. Według ciebie to coś ważnego? - Pięć milionów? Błahostka. - Dziękuję za fachową opinię. - Prześlę ci rachunek. - Patrzyła na pociemniałe niebo nad zatoką. Szkwał był coraz bliżej. Masz ochotę na coś bardziej ekscytującego? - To znaczy? - Pomógłbyś obronić Eclipse Bay przed szpiegami z instytutu? - Ma to jakiś związek z zamrożonymi kosmitami? - Zapewne. - Cóż, w końcu co to jest te pięć milionów? Już dochodzę do domu. Wezmę samochód i przyjadę po ciebie. Szkwał uderzył akurat, kiedy Gabe zwolnił i skręcił w krętą, zrytą koleinami leśną drogę, prowadzącą do kryjówki Arizony. Wolał nie myśleć, jak taka jazda wpłynie na podwozie samochodu. - Mówiła, że ktoś ją śledzi? - zapytał. - Tak. - Podała opis? - Nie. - Lillian patrzyła na wąską drogę. - Powiedziała tylko, że to szpieg z instytutu. Ale wydawała się zdenerwowana. I właśnie to mnie za niepokoiło, Gabe. Znam ją od lat. Zawsze była opanowana i wszystkie afery miała pod kontrolą. Nigdy nie widziałam jej wystraszonej, czy choćby niespokojnej. - Może to kolejny etap. Jeszcze bardziej wsiąkła w swój wymyślony świat. - Myślisz, że się jej pogorszyło? - - Niewykluczone. Lillian skrzyżowała ręce na piersi. Im bliżej byli domu Arizony, tym większe czuła napięcie i zdenerwowanie. - Uspokój się, oboje wiemy, że tak naprawdę nic się nie dzieje - powiedział. - Martwię się jej stanem. Zastanawiam się, czy przez tych Heraldów nie popadła w jeszcze większy obłęd. - Jeśli na dobre jej odbiło, to rzeczywiście będziemy mieć poważny problem - przyznał. Wątpię, żeby udało nam się namówić Arizonę na wizytę u psychiatry. - Co ty, nie ma mowy, żeby zaufała psychiatrze, nie wspominając już o zakładzie zamkniętym. - Pewnie nie. - Pokonał kolejny ostry zakręt. - Niewiele możesz zrobić, żeby pomóc komuś, kto tego nie chce. No chyba że zaczyna stanowić realne zagrożenie dla siebie i innych. - Nie dajmy się ponieść emocjom. Mówimy, jakby A.Z. na dobre odjechała. A na razie nie marny na to dowodów. I nie zapominaj, że nigdy nikogo nie skrzywdziła. - Odkąd ją znamy. Spojrzała pytająco. - To znaczy? - Nikt nie zna jej przeszłości, zanim pojawiła się w Eclipse Bay. Pamiętam, jak jeszcze w szkole zapytałem o nią Mitchella. Wzruszył ramionami i powiedział, że dopóki nie wyrządza nikomu szkody, ma prawo do prywatności. - I w tym rzecz. Nikt nie słyszał, żeby kogoś skrzywdziła. Ostatni ostry zakręt i zobaczyli dom. Wiatr i deszcz targały gałęziami drzew górującymi nad chatą sponiewieraną przez kapryśną pogodę. Na polance stał stary pikap Arizony. Gabe zatrzyma! się za pikapem i wyłączył silnik. - No, to wiemy przynajmniej, że jest w domu, a nie szwenda się wokół instytutu z aparatem. - Odpiął pas i sięgnął na tylne siedzenie po pelerynę Lillian i swoją kurtkę. - Mówiła coś, że się na razie zabunkruje. - Lillian włożyła pelerynę i naciągnęła kaptur na głowę. - To też do niej niepodobne. Przeważnie jest w terenie i robi rozpoznanie. Chce, żeby zli chłopcy wiedzieli, że ma ich na oku. - Racja. Wciągnął kurtkę, schował głowę pod kapturem i otworzył drzwi. Kiedy wysiadł, zaatakował go porywisty wiatr i zacinający deszcz. Lillian nie czekała, aż Gabe obejdzie samochód i otworzy jej drzwi. Szybko wysiadła. Pobiegli na ganek. Gabe przeskakiwał po dwa stopnie naraz i po chwili zatrzymał się przed frontowymi drzwiami. Lillian, w ociekającej deszczem pelerynie, stanęła za nim. Nie było dzwonka. Gabe zastukał mosiężną kołatką w kształcie orła. Drzwi się nie otworzyły. Nic dziwnego, pomyślał. %7ładen paranoik nie otworzy bez wcześniejszego sprawdzenia osoby po drugiej stronie. - A.Z., to my, Gabe i Lillian - zawołał. Nadal nic. Spojrzał na najbliższe okno. Było zasłonięte metalowymi żaluzjami. - Odebrałam twoją wiadomość. - Lillian zastukała pięścią w szybę. - Wszystko w porządku? Deszcz smagał ściany domu. Gabe widział, że Lillian jest coraz bardziej przejęta. Musiał przyznać, że głucha cisza po drugiej stronie i jego zaczynała niepokoić. Nacisnął klamkę ciężkich, wzmocnionych drzwi. Nie ustąpiły. - Mam nadzieję, że nic się jej nie stało - wymamrotała Lillian. - A co się miało stać?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|