|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dlaczego nie powiedziałeś swojej rodzinie, co się naprawdę stało? - %7łeby jeszcze bardziej upokorzyć Lucę? Jak mógłbym oznajmić wszystkim, że tak naprawdę nie miał nic? %7łe osoba, którą uważał za największe szczęście, ja- kie go spotkało... - Więc wziąłeś winę na siebie? Wmówiłeś wszystkim, że to ty zacząłeś, a nie Roxanne? - Luca bez przerwy powtarzał, że odebrałem mu wszystko. Może i miał ra- cję... - Obwiniał cię, bo było to łatwiejsze niż przyznanie się, że ma problem, że życie wymknęło mu się spod kontroli. Luca wiedział, co naprawdę zaszło, tak samo jak ja - powiedziała stanowczo. - Był zazdrosny i na pewno wolał myśleć, że to twoja wina, ale dobrze wie- dział, co się stało. Po prostu nie chciał spojrzeć prawdzie w oczy. - Naprawdę uważasz, że wiedział? S R - Oczywiście. Jej słowa powoli do niego docierały, a Caitlyn widziała, że kamień spadł mu z serca. Trzymał ją teraz w ramionach, przytulał mocno, całował jej twarz, jej łzy. I nawet, jeśli jej nie kochał, jeśli jej nigdy nie pokocha, Caitlyn nie potrafiła go ode- pchnąć. Wolała zakończyć ich związek w ten sposób - pozwolić mu na to, bo sama potrzebowała poczuć jego bliskość po raz ostatni. Leżeli wtuleni w siebie i patrzyli w sufit, czekając na powrót do rzeczywisto- ści. - Za każdym razem, gdy będę rozglądał się po tym pokoju, zamiast myśleć o... - urwał i roześmiał się. - Będziesz sobie mnie przypominał? - Przypominał? Nie muszę - przecież widuję cię codziennie. - Nie będziesz mnie już widział codziennie, Lazzaro. Nic z tego nie wyjdzie. - W takim razie czym było to przed chwilą? - To był seks - powiedziała odważnie. - Fantastyczny seks, którego oboje po- trzebowaliśmy. - Nie seks, tylko miłość. - Dla mnie tak - uśmiechnęła się nerwowo. - Ale wiem, że nie musisz kochać kobiety, aby... - Muszę ją kochać, by kochać się z nią w ten sposób. Naprawdę miałaś zamiar odejść ode mnie po tym? Jesteś dziwną dziewczynką, Caitlyn... - Pocałował ją w czubek nosa. - Niby grzeczną, a jednak niegrzeczną. - To chyba dobrze? - zapytała mechanicznie. Nie myślała teraz o tym; próbo- wała skupić się na słowach, które przed chwilą wypowiedział, a serce waliło jej jak oszalałe. - To, co powiedziałeś o miłości... - Mówiłem serio. - Co mówiłeś serio? - zapytała ostrożnie, przygryzając wargę. Bała się pytać, bała się nawet żywić nadzieję. S R - %7łe cię kocham. Kocham cię - powtórzył. - Powiedz to jeszcze raz. - Kocham cię. - I co to znaczy? - %7łe już zawsze chcę być z tobą. %7łe chcę się budzić przy tobie. Chcę, żebyś mnie irytowała, wprawiała w zakłopotanie, zbijała z tropu... Chcę spędzić resztę życia na rozszyfrowywaniu cię. Uwielbiam, gdy mnie dezorientujesz. Caitlyn uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Nie bała się już, że gdy je otworzy, Lazzaro zniknie. - Zakochałem się w tobie już dawno temu. - Kiedy? W hotelu? A może w Rzymie? - Daj mi dojść do słowa! Więc umilkła - i bardzo ucieszyła się, że to zrobiła, bo w przeciwnym razie mogłaby nigdy nie usłyszeć tej zdumiewającej odpowiedzi. - W noc, gdy się poznaliśmy. Z chwilą kiedy wybiła północ. - Nie było jeszcze północy. Była za dziesięć dwunasta. Pamiętam dokładnie, bo spojrzałam wtedy na zegarek. Zakochaliśmy się w sobie za dziesięć dwunasta. - To, że ty działasz szybko, nie oznacza, że ja też muszę... Lubię mieć trochę czasu na refleksję. Poszedłem do sali balowej. Miałem przyjaciół wokół siebie, szklaneczkę whisky w dłoni i piękną kobietę u boku. Ale zerknąłem na zegarek, po- tem na zamknięte drzwi i nagle zapragnąłem znalezć się po drugiej stronie. Miałem wszystko, czego może chcieć mężczyzna - ale nie czułem się szczęśliwy, bo ciebie tam nie było. - Teraz jestem. - I ja też... wreszcie jestem tu, gdzie moje miejsce. S R EPILOG - Chcesz, żebym mu coś powiedziała? - zapytała Caitlyn, gdy Lazzaro popro- sił o rachunek. - Jedzenie było znakomite. Nie róbmy awantury. - Ale za każdym razem, gdy tu przychodzimy, kelnerzy się mylą! Zamawia- łam przecież grzybowe risotto, a przyniesiono nam wegetariańskie arranchini. Lazzaro wyjął jeszcze jeden banknot i dołożył go do i tak już sutego napiwku. Siedzieli w jednej z najelegantszych restauracji w Rzymie, a kelner spisał się świetnie - w jakiś sposób odgadnął z łamanej włoszczyzny Caitlyn, że miała ochotę na ryż i warzywa. Naprawdę zle mówiła po włosku. Choć przez rok kursowali między Australią i Włochami, a tutaj, w Rzymie, urodził się ich syn, jej znajomość włoskiego była niezwykle słaba. Ale mówiła w tym języku z taką pasją i entuzjazmem, a do tego z tak ciepłym, promiennym uśmiechem, że ani lekarze, ani akuszerki, ani pracownicy hotelu, ani kelnerzy nie mieli serca jej o tym powiedzieć. - Che era meraviglioso - grazie - powiedziała radośnie zdezorientowanemu kelnerowi, włożyła małego Dantego do wózka i wyprowadziła go z restauracji. - Było cudownie, dziękujemy - wyjaśnił kelnerowi Lazzaro, przewracając oczami. Jeszcze raz podziękował i dołączył do żony i syna. - Zachowują się tak, jak gdyby nigdy nie widzieli jasnowłosego niemowlęcia - Caitlyn uśmiechnęła się. Każdy, kto przechodził, szczebiotał coś do Dantego. - Trzeba przyznać, że jest przepiękny. Sześciotygodniowy blondasek, który podnosił już główkę, bacznie obserwo- wał świat i uśmiechał się, był kopią Caitlyn. Lazzaro zupełnie stracił dla niego głowę. - Musimy wreszcie poszukać prezentu. Wciąż nie rozumiem, dlaczego niektó- S R rzy ludzie nie robią listy - powiedział, gdy przemierzali ulice. - My nie ustaliliśmy - zauważyła Caitlyn. - Bo tak zarządziłaś - i zobacz, ile barachła dostaliśmy! A Antonia już kiedyś brała ślub i dostała wszystko, co chciała za pierwszym razem... - I podczas rozwodu też - zachichotała Caitlyn. - Co powiesz na to? - wskaza- ła na obraz w oknie galerii sztuki współczesnej. - Mógłby go namalować pięciolatek. Właściwie gdybyśmy dali pędzel Dan- temu, zrobiłby to lepiej. - Jest wspaniały. - To tylko trzy kółka w większym kole. - Antonia, Marianna i mały Luca, a otacza ich, strzeże ich Dario.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|