|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Już raz dała się oszukać, więc teraz nie okaże się łatwowierna. - Wyładowałem na tobie gniew, choć tak naprawdę byłem zły na siebie za to, że się zdekoncentrowałem i straciłem cel z oczu - mówił dalej Callum. - Obwiniłem cię za nie- udaną fuzję. To nie było w porządku. - Racja. Aatwo zrezygnowałeś z tego, co nas łączyło. - Masz rację. Postąpiłem jak ostatni głupek. Starr wolałaby być zła. Wolałaby tupać i krzyczeć. Ale to nie był czas na robienie scen. To był czas na usłyszenie prawdy. Callum był jej to winien. - Dlaczego się tak wściekłeś? Nie mogło chodzić tylko o nieudaną fuzję. - Masz rację. Jest coś jeszcze. - Przerwał na moment. - Powinnaś o tym wiedzieć, jeśli chcemy mieć jakąkolwiek wspólną przyszłość. Starr ucieszyła się, że Callum mówi o przyszłości. Zaraz jednak oprzytomniała. To nie może pójść tak gładko, pomyślała. Będzie musiał się niezle napocić, żebym zechciała go z powrotem, postanowiła. To powinno być szczere do bólu, albo żegnaj, Callum. - Mów. Słucham. - Nie zawsze byłem pracoholikiem. Przed śmiercią Archiego nawet nie myślałem o pracy w firmie - wyznał z krzywym uśmiechem. - Nie miałem pojęcia, co chciałbym ro- bić w życiu. Wystarczyło mi, że mogłem surfować, wspinać się, grać w hokeja i upra- wiać każdy ekstremalny sport, który mi przyjdzie do głowy. - Roześmiał się, widząc zdumioną minę Starr. - Byłem buntownikiem. Nie interesowało mnie nic poza następnym wyzwaniem. To Archie był odpowiedzialny. - Już mi mówiłeś, że po jego śmierci zająłeś się firmą z poczucia winy. - To nie wszystko. Buntowałem się, bo zrobiłbym wszystko, żeby rodzice zwrócili na mnie uwagę. Szczególnie ojciec. Ale to nie poskutkowało. Starr nazbyt dobrze rozumiała dramat nieszczęśliwego dzieciństwa. Sama czuła się niechciana i ignorowana przez rodziców, którzy skupiali się wyłącznie na sobie. Dlatego też między innymi zdecydowała się na taniec. To ich drażniło. Może dlatego, że nie chcieli, żeby dzieliła z nimi światła sceny. A ona wybrała podobny zawód i odniosła suk- ces tam, gdzie rodzice nie dali rady. R L T - Tak, do firmy przyszedłem z poczucia winy, ale to nie był jedyny powód - konty- nuował. - Myślałem, że w ten sposób zmuszę ojca, żeby dostrzegł, że nie jestem takim durniem, za jakiego mnie ma. - Wzruszył ramionami. - Chciałem, żeby zaczął mnie za- uważać, by wreszcie przyznał, że ma jeszcze jednego syna, który zrobi dla niego wszyst- ko. - Och... - Zwietnie go rozumiała. Pamiętała swoją gorycz zmieszaną z żalem na po- grzebie rodziców. Nigdy nie przyjmowali do wiadomości tego, co osiągnęła w życiu. Nie zwracali uwagi na jej role ani pochlebne recenzje. - Teraz rozumiem - szepnęła. - Naprawdę? - Podszedł bliżej, przyparł ją do kanapy. - Całe moje życie kręciło się wokół sukcesu Cartwright Corporation. Nie brałem wolnego. Pracowałem dniem i nocą. Nie dbałem o nic, tylko dawałem z siebie wszystko. Aż do teraz. - Głos mu zadrżał ze wzruszenia. - Znalazłem coś, co jest dla mnie o niebo ważniejsze. - Co to takiego? - spytała, zwilżając językiem wargi. - Ty. - Obwiódł kontur jej ust kciukiem, aż Starr miała ochotę paść mu w ramiona, krzycząc, że mu wybacza. - Ty jesteś dla mnie najważniejsza. Kocham cię, pragnę, sza- nuję... i uwielbiam każdą radosną, nieprzewidywalną, najmniejszą cząstkę twojego cu- downego ciała. I już zawsze chcę mieć cię przy sobie. Radość szumiała w jej żyłach niczym szampan, kiedy wpatrywała się w oczy Cal- luma. Mówił prawdę. Czuła, że musi dać mu drugą szansę. - Przysięgasz, że jestem dla ciebie najważniejsza? Bez kitu? - Bez kitu - powtórzył i udało mu się nie roześmiać. - Ale nadal będziesz prezesem Cartwright Corporation? - Tak, ale zajdą istotne zmiany. Nie będę pracował dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Będę brał wolne i przestanę kierować się tym, by za- dowolić ojca. Innymi słowy, pokieruję firmą po swojemu. - To dobrze... Tylko co ze mną? Jak ja pasuję do twoich planów? - zapytała, uno- sząc głowę. - Tak jak powiedziałem, jesteś na pierwszym miejscu, a firma i praca daleko za to- bą - odparł z uśmiechem. - Czyżby? R L T - Oczywiście. Ale pamiętaj, że to ja zawsze rozstawiam ludzi po kątach, sprawuję kontrolę i zarządzam... ale nie w domu. - Porwał Starr w ramiona. - Myślę, że właśnie to tak bardzo przeraziło mnie na wyjezdzie. Zmieniam się przy tobie. Jesteś moją słabością. Wtuliła się w niego uradowana, że wreszcie jest bezpieczna. - Och! - krzyknęła nagle, chwyciła Calluma za koszulę i potrząsnęła. - Co się stało? - Ależ jestem głupia! - Uparta, możliwe. Ale nie głupia - zaprotestował rozbawiony Callum. - Sam posłuchaj. - Wyplątała się z jego ramion. - Całe życie szukałam poczucia bezpieczeństwa... - A to zle? - Daj dokończyć. - Pacnęła go w ramię. - Mówiłam ci o moich rodzicach i ich cią- głych przeprowadzkach. - Odsunęła się odrobinę, zadumała na moment. - Mówiłam ci też, że przy tobie czułam się bezpieczna. Ale jest coś więcej... - Strzeliła palcami. - Ten tydzień był najszczęśliwszym okresem w moim życiu. Chcesz wiedzieć, dlaczego? - Z powodu wspaniałego seksu? - Z powodu intymności, która była między nami. - Znów go trzepnęła w ramię. - Chociaż byliśmy razem krótko, sposób, w jaki ze sobą rozmawialiśmy i dzieliliśmy się najbardziej skrytymi myślami... - Urwała, widząc jego minę. - No dobrze. Chodzi o to, że z nikim nie byłam tak blisko. - Nawet ze swoim byłym? - To, że z kimś mieszkasz, nie oznacza jeszcze wspólnoty dusz - prychnęła. - Cóż, mam prawo tego nie wiedzieć jako ten niedoświadczony w związkach. Starr wskoczyła mu na biodra i przytuliła się z całej siły. - Pamiętasz, co mówiłeś przed chwilą? - O czym? - zapytał półprzytomnie, zajęty znaczeniem pocałunkami ścieżki na jej szyi. - %7łe mnie kochasz i chcesz już ze mną na zawsze być? - Mhm. - Ja ciebie też. R L T Uśmiech Calluma wygładził rysy. - Ty i ja już na zawsze. - Jego usta dotknęły jej warg, potwierdzając prawdę, którą oboje znali. Nieważne, jak wiele owacji na stojąco zbierze Starr i ile idealnych piruetów uda jej się wykonać. Nieważne, ile udanych transakcji przeprowadzi Callum i ile pieniędzy zgromadzi. Nic nie może się równać z uczuciem, że jest się kochanym przez właściwą osobę. R L T
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|