|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak pani może mówić coś tak... okrutnego?! wykrzyknęła Arina. Jedynym przestępstwem mojej matki było to, że kochała papę tak samo, jak on ją kochał... I nic więcej na tym świecie nie miało dla nich znaczenia. Teraz jednak uznała, że znaczenie mają również pieniądze prychnęła Olive. No cóż, mam nadzieję, że je pani znajdzie, z pewnością jednak nie u mnie! Alistair najpierw usłyszał krzyk dziewczyny, potem jej płacz. Olive musiała pociągnąć za dzwonek, bo po chwili rozległo się skrzypnięcie drzwi. Wyprowadz młodą damę i pamiętaj, żeby tu nigdy nie wróciła! powiedziała Olive. Idę się przebrać. Zawiadom mnie, jak przyjdzie lord Ali-stair. Ale, jaśnie pani... Słowom Batesona towarzyszył dziwny odgłos. Lord Alistair usłyszał krzyk lokaja i nie zastanawiając się, otworzył drzwi do salonu. Olive już nie było, tylko Bateson z zatroskaną twarzą pochylał się nad leżącą na podłodze drobną postacią. Gdy Alistair znalazł się przy dziewczynie, powieki jej zatrzepotały i wyszeptała coś, co zabrzmiało jak prośba o wybaczenie. Brandy! rzucił Alistair rozkazującym tonem i Bateson poderwał się natychmiast, jakby w nagłym olśnieniu, że to dobry pomysł. Lord Alistair przyklęknął i spojrzał na Arinę Beverley. Drobna twarz w szczególny sposób pasowała do znanego mu już głosu. Jasnowłosa dziewczyna była bardzo szczupła i gdy zobaczył zapadnięte policzki oraz bladość cery, nie miał wątpliwości, że jest zagłodzona. Omdlenie wywołane było nie tylko rozpaczą, ale także brakiem jedzenia. Oczy dziew- czyny rozszerzyły się tak, iż zdawały się zajmować większą część twarzy o wyostrzonych rysach. Nie były błękitne, lecz o odcieniu jasnej zieleni leśnego strumienia. Prosty nos zdradzał arystokratyczne pochodzenie. Ja bardzo... bardzo przepraszam! Gdy wreszcie dziewczynie udało się przemówić, głos jej brzmiał tak cicho, że lord Alistair ledwie go dosłyszał. Wszystko w porządku powiedział łagodnie. _ Proszę leżeć spokojnie, lokaj zaraz przyniesie pani coś do picia. Bateson podał mu na srebrnej tacy szklaneczkę brandy. Lord Alistair objął ramieniem dziewczynę, uniósł lekko jej głowę znad podłogi i przytknął szklaneczkę do ust. Wzdrygnęła się, gdy palący płyn spłynął do gardła. Już... dosyć poprosiła. Proszę wypić jeszcze rzekł stanowczo. Zbyt słaba, by oponować, spełniła jego polecenie. Wzdrygnęła się znowu, ale widać było, że zamroczenie, które doprowadziło do załamania, przechodzi. Kolory zaczęły wracać na jej policzki. Przepraszam, że... zachowałam się tak... głupio odezwała się przestraszonym, niepewnym głosem. To zupełnie zrozumiałe odparł lord Alistair. Doznała pani wstrząsu. Wróci pani do domu dorożką. Och, proszę pana... nas na to... nie stać zaprotestowała. Nie będzie pani musiała płacić. Proszę zostawić to mnie. Wiedział, że brandy spełniła swe zadanie. Pomagając dziewczynie wstać, ze zdumieniem odkrył, jaka jest lekka. Nadal niezbyt pewnie trzymała się na nogach, więc podał jej ramię, aby mogła się na nim wesprzeć. Poprawił jej na głowie cze-peczek i wygładził zrobioną z taniej bawełny sukienkę. Wyszli przed dom, gdzie czekała już przywołana przez lokaja dorożka. Dziękuję panu bardzo... powiedziała Ari-na wysuwając rękę spod jego ramienia. Był pan dla mnie... bardzo... dobry. Proszę podać mi swój adres rzekł. Muszę powiedzieć dorożkarzowi, dokąd ma jechać i chciałbym pózniej posłać paniom trochę jedzenia i wina. Nie... nie... proszę... Nie powinien pan robić sobie kłopotu. Chcę to zrobić! oświadczył zdecydowanie. Pani muśi tylko podać mi swój adres. To dom czynszowy przy Bloomsbury Square... tylko na to nas stać... ale jutro musimy się stamtąd wynieść. Numer? Numer 27... Jeszcze raz dziękuję, że był pan dla mnie taki... dobry. Arina na pożegnanie podała mu rękę. Nie osłonięta rękawiczką dłoń była bardzo chłodna. Gdy ją ujął, wyczuł drżenie jej palców. Podał adres dorożkarzowi i konie ruszyły. Wracał na górę z postanowieniem wysłania dziewczynie nie tylko jedzenia, lecz także pieniędzy. Przynajmniej tyle, by nie głodowała przez następny tydzień. Potem przyznał z ironią, że gdyby nie zgodził się na powrót do ojca, nie byłoby go na to stać. Polecił Batesonowi, by powiadomił panią, że prosi ją o jak najszybsze spotkanie. Wszedł
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|