|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednocześnie było mi przyjemnie. Patrzyłem na olbrzymi purpurowy księżyc, który właśnie wschodził, i wyobrażałem sobie wysoką zgrabną blondynkę z bladą twarzą, zawsze dobrze ubraną, pachnącą jakimiś niezwykłymi perfumami przypominającymi piżmo i było mi, nie wiem czemu, przyjemnie na myśl, że nie kocha swego męża. Przyjechawszy do domu, usiedliśmy do kolacji. Maria Sergiejewna śmiejąc się częstowała nas jedzeniem, które kupiliśmy, i doszedłem do wniosku, że rzeczywiście ma piękne włosy i 91 uśmiech jak żadna inna kobieta. Obserwowałem ją i chciałem widzieć w każdym jej ruchu i spojrzeniu, że nie kocha swego męża, i wydawało mi się, że to widziałem. Dmitrij Pietrowicz zaczął wkrótce walczyć ze snem. Po kolacji posiedział z nami z dziesięć minut i powiedział: Nic nie poradzę, moi drodzy, ale muszę jutro wstać o trzeciej. Proszę mi wybaczyć. Czule pocałował żonę, mocno, z wdzięcznością uścisnął mi rękę i prosił, żebym mu obiecać, że koniecznie przyjadę w przyszłym tygodniu. %7łeby nie zaspać, poszedł nocować do oficyny. Maria Sergiejewna kładła się spać pózno, według petersburskiego zwyczaju, i teraz byłem czemuś z tego zadowolony. Więc? zacząłem, kiedy zostaliśmy sami. A więc bardzo proszę coś zagrać. Nie chciałem muzyki, ale nie wiedziałem, od czego zacząć rozmowę. Usiadła przy fortepianie i zagrała, nie pamiętam co. Siedziałem obok, patrzyłem na jej białe pulchne ręce i próbowałem wyczytać coś z jej chłodnej, obojętnej twarzy. Ale oto uśmiechnęła się i popatrzyła na mnie. Nudzi się pan bez swojego przyjaciela powiedziała. Zaśmiałem się. Dla przyjazni wystarczyłoby jezdzić tu raz w miesiącu, a ja bywam kilka razy w tygodniu. Powiedziawszy to podniosłem się i zacząłem niespokojnie się przechadzać z kąta w kąt. Ona też wstała i podeszła do kominka. Co pan chce przez to powiedzieć? zapytała, spoglądając na mnie swoimi dużymi, jasnymi oczami. Nic nie odpowiedziałem. Mówi pan nieprawdę powiedziała po namyśle. Bywa tu pan wyłącznie dla Dmitrija Pietrowicza. No cóż, bardzo mnie to cieszy. W obecnych czasach taka przyjazń to rzadkość. Tu cię mam! pomyślałem i nie wiedząc, co powiedzieć, zapytałem: Chce pani przejść się po ogrodzie? Nie. Wyszedłem na werandę. Czułem mrowienie w głowie i było mi zimno ze zdenerwowania. Byłem już przekonany, że wprawdzie rozmowa nasza będzie o niczym i niczego nadzwyczajnego sobie nie powiemy, na pewno stanie się tej nocy to, o czym nie śmiałem nawet marzyć. Właśnie tej nocy albo nigdy. Piękna pogoda! powiedziałem głośno. Jest to dla mnie absolutnie obojętne usłyszałem odpowiedz. Wróciłem do bawialni. Nadal stała koło kominka z założonymi do tyłu rękami, rozmyślając o czymś i patrząc w bok. Czemuż to jest to dla pani absolutnie obojętne? zapytałem. Ponieważ się nudzę. Pan się nudzi bez pańskiego przyjaciela, a mnie zawsze jest nudno. Zresztą... pana to mało obchodzi. Usiadłem przy fortepianie i zagrałem kilka akordów czekając, co powie. Proszę się nie przejmować rzekła, patrząc na mnie gniewnie jakby mała zamiar rozpłakać się ze złości. Jeżeli chce się panu spać, niech pan idzie... Niech pan nie sądzi, że jeżeli jest pan przyjacielem Dmitrija Pietrowicza, to powinien pan zanudzać się z jego żoną. Nie chcę ofiar. Proszę, niech pan idzie. Oczywiście nie poszedłem. Wyszła na werandę, a ja zostałem w bawialni i z pięć minut przerzucałem nuty. Potem też wyszedłem. Staliśmy obok siebie w cieniu zasłon, a przed nami były schody zalane księżycowym blaskiem. Przez klomby z kwiatami i żółty piasek alei ciągnęły się czarne cienie drzew. 92 Też muszę jutro jechać powiedziałem. Oczywiście, jak pan może tu zostać, kiedy męża nie ma rzuciła ironicznie. Wyobrażam sobie, jakby pan cierpiał, jeżeliby zakochał się pan we mnie! Doczeka się pan, że kiedyś zwyczajnie rzucę się panu na szyję... Zobaczę, w jakim popłochu będzie pan przede mną uciekał. Zabawne. Jej słowa i blada twarz były gniewne, ale oczy przepełnione namiętną miłością. Patrzyłem już na te śliczności jak na swoją własność i po raz pierwszy zobaczyłem wtedy, że ma złociste brwi, cudowne brwi, jakich nigdy przedtem nie widziałem. Myśl, że mogę ją zaraz objąć, pieścić, dotykać jej pięknych włosów, wydała mi się tak potworną, że roześmiałem się i zamknąłem oczy. Pózno się robi... Dobranoc rzekła. Nie chcę spać... powiedziałem śmiejąc się i idąc za nią do bawialni. Przeklnę tę noc, jeżeli będę musiał ją przespać. Zciskając jej rękę i odprowadzając do drzwi, czytałem z jej twarzy, że rozumie mnie i cieszy się, że też ją rozumiem. Poszedłem do swojego pokoju. Na stole obok książek leżała czapka Dmitrija Pietrowicza, która przypomniała mi o naszej przyjazni. Wziąłem laskę i wyszedłem do ogrodu. Unosiła się tu już mgła i koło drzew i krzaków, obejmując je, błąkały się takie same wydłużone i wąskie zjawy, jak te, które widziałem przedtem nad rzeką. Jaka szkoda, że nie mogłem z nimi porozmawiać! W niezwykle przezroczystym powietrzu wyraznie było widać każdy listek, każdą kropelkę wszystko to uśmiechało się do mnie w ciszy przez sen i przechodząc obok zielonych ławek, przypomniałem sobie słowa z jakiejś sztuki Szekspira: Jak słodko śpi na ławie blask księżyca! W ogrodzie była górka. Wszedłem na nią i usiadłem. Ogarnęło mnie cudowne uczucie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|