|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaniepokoiÅ‚ siÄ™ José, wchodzÄ…c za mnÄ… z drugÄ… pochodniÄ…. ZnalezliÅ›my siÄ™ w przestronnej komnacie. OÅ›wietliÅ‚am miejsce, usiÅ‚ujÄ…c dojrzeć Johna. Po chwili zlokalizowaÅ‚am jego zadek wystajÄ…cy znad wielkiego kufra. Za skrzyniÄ… znajdowaÅ‚a siÄ™ reszta ciaÅ‚a wielki mężczyzna leżaÅ‚ na brzuchu. GÅ‚owa skryta byÅ‚a pod zakurzonÄ… i zapajÄ™czonÄ… warstwÄ… skorup czegoÅ›, co przed inwazjÄ… pierwszego oficera byÅ‚o zapewne naczyniami. Co& co& to byÅ‚o? zapytaÅ‚ beÅ‚kotliwie, przychodzÄ…c do siebie. Nikt z nas nie przewidziaÅ‚, że gospodarze byli tak mili i pozostawili nam otwarte drzwi pomagaÅ‚am mu siÄ™ podnieść i pozbyć pajÄ™czyn z gÅ‚owy. Patrzcie, jaki kuferek! José doskoczyÅ‚ do skrzyni, przez którÄ… John o maÅ‚o siÄ™ nie zabiÅ‚. Ciekawe, czy też otwarta? OkazaÅ‚o siÄ™, że tak i José zachÅ‚annie rzuciÅ‚ siÄ™ do jej wnÄ™trza. Równie szybko go odrzuciÅ‚o. No wiecie! Skaranie boskie z tymi mnichami! Co tam jest? zapytaÅ‚am. Kapitanie, zobacz sama. ZajrzaÅ‚am. W kufrze znajdowaÅ‚y siÄ™ niezliczone sterty ludzkich zÄ™bów i chyba paznokci. Po co im to byÅ‚o?! denerwowaÅ‚ siÄ™ drugi oficer. Może do wyÅ‚ożenia Å›cian albo zrobienia gustownej posadzki powiedziaÅ‚ John, zaglÄ…dajÄ…c mi przez ramiÄ™. Jak oni gromadzili takie skarby, to ja dziÄ™kujÄ™ i wracam do domu! Podczas ich pogawÄ™dki penetrowaÅ‚am komnatÄ™. Spójrzcie, tu sÄ… jakieÅ› drugie drzwi zakomunikowaÅ‚am. Po ostatnich doÅ›wiadczeniach spróbowaÅ‚am je pchnąć, ale nie ustÄ…piÅ‚y. Przycisnęłam je silniej. CoÅ› zgrzytnęło i huknęło jakby gdzieÅ› na górze i wrota ustÄ…piÅ‚y. WeszliÅ›my do Å›rodka. Przed nami znajdowaÅ‚a siÄ™ Å›ciana, ale jakaÅ› dziwna. SkÅ‚adaÅ‚a siÄ™ z kasetonów, w których coÅ› byÅ‚o. OÅ›wietliliÅ›my jÄ… pochodniami. To niemożliwe jÄ™knÄ…Å‚ José. W kasetonach znajdowaÅ‚y siÄ™ zeschniÄ™te ludzkie mózgi na przemian z sercami. José gwaÅ‚townie rzuciÅ‚ siÄ™ w kierunku wyjÅ›cia. OdbiÅ‚ siÄ™ od stojÄ…cego tam Johna i poleciaÅ‚ na mózgowo-sercowÄ… Å›cianÄ™. Odruchowo schwyciÅ‚ siÄ™ jakiegoÅ› kasetonu i w tym momencie caÅ‚ość drgnęła. Przerażony José rzuciÅ‚ siÄ™ na Johna, niemal wskakujÄ…c mu na gÅ‚owÄ™. Zciana zaczęła siÄ™ wolno odsuwać. StaliÅ›my oniemiali. Naszym oczom stopniowo ukazywaÅ‚ siÄ™ imponujÄ…cy widok. Na wprost nas widniaÅ‚o ogromne zÅ‚ote sÅ‚oÅ„ce o przerażajÄ…cym wyrazie lica. U jego podnóża leżaÅ‚y niezliczone skarby, które bÅ‚yszczaÅ‚y zachÄ™cajÄ…co w Å›wietle pochodni. Nagle usÅ‚yszeliÅ›my potworny huk, jakby caÅ‚y klasztor siÄ™ waliÅ‚. Sufit nad nami zaczÄ…Å‚ siÄ™ trząść. UsÅ‚yszeliÅ›my z oddali Tommy ego, woÅ‚ajÄ…cego: Uciekajcie! Tu na górze wszystko siÄ™ zapada! Rozpaczliwie rzuciÅ‚am siÄ™ ku górom zÅ‚ota. Uciekaj, kapitanie! krzyczaÅ‚ José. Jestem tak blisko! nie zważaÅ‚am na nic, zaÅ›lepiona blaskiem zÅ‚ota. Nagle schwyciÅ‚o mnie silne ramiÄ™ Johna. Czasami zachowujesz siÄ™ jak dziecko powiedziaÅ‚, podnoszÄ…c mnie do góry za pasek od spodni. Rozpaczliwie wyciÄ…gnęłam rÄ™kÄ™. ChwyciÅ‚am coÅ›& * Wszystko siÄ™ zawaliÅ‚o smÄ™tnie stwierdziÅ‚ Tommy. To chyba sprawa szatana podsumowaÅ‚ José. Ponura historia tego miejsca i jego skarbów zostaÅ‚a na wieki zakopana melancholijnie dodaÅ‚ John, zapalajÄ…c fajkÄ™. Za wyjÄ…tkiem tego wyciÄ…gnęłam zza pazuchy to, co udaÅ‚o mi siÄ™ w ostatniej chwili pochwycić w skarbcu. Oczom moim i moich towarzyszy ukazaÅ‚ siÄ™ wielki, ciężki i na pewno bardzo cenny Å‚aÅ„cuch ozdobiony sÅ‚oÅ„cami miniaturkami tego, które ujrzeliÅ›my na dole. * Dobrze, że to z oczami nie przyszÅ‚o przypomniaÅ‚ sobie Benny, już bezpieczny na naszym okrÄ™cie. Może caÅ‚y czas tam byÅ‚o, tylko go nie widzieliÅ›my pocieszyÅ‚ go José. Może to ono uruchomiÅ‚o puÅ‚apkÄ™? Tommy wziÄ…Å‚ udziaÅ‚ w rozważaniach. Grunt, że wszystko dobrze siÄ™ skoÅ„czyÅ‚o nalaÅ‚am sobie wina. PrzewietrzyliÅ›my siÄ™ trochÄ™. Dodatkowo wieziemy ze sobÄ… drogocennÄ… pamiÄ…tkÄ™ uÅ‚ożyÅ‚am Å‚aÅ„cuch na stole, aby każdy mógÅ‚ siÄ™ mu przyjrzeć. I może zÅ‚e z oczami także zabraÅ‚o siÄ™ na gapÄ™ podsunÄ…Å‚ José. Benny, przyjacielu, może sprawdzisz Å‚adowniÄ™? SprawdzÄ™, sprawdzÄ™, ale wytrzymaÅ‚ość twoich portek, gdy ciÄ™ za nie zawieszÄ™ na maszcie! zdenerwowaÅ‚ siÄ™ na dobre nasz nieustraszony kolega. * 24 pazdziernika roku PaÅ„skiego 1587 Przed nami wejÅ›cie do portu Zatoki Rekinów. Podróż powrotna z Afryki upÅ‚ynęła nam dÅ‚użej, z uwagi na parÄ™ dni bezwietrznej pogody. SwojÄ… drogÄ… ciekawa jestem, jakÄ… sytuacjÄ™ zastaniemy w siedlisku Paszy. * Co?! Co on tu, u licha morskiego, robi?! miotaÅ‚am siÄ™ po kabinie. Powracam po dwumiesiÄ™cznej tuÅ‚aczce i co zastajÄ™?! ChciaÅ‚em, żebyÅ› wiedziaÅ‚a Roger siedziaÅ‚ z wyciÄ…gniÄ™tymi nogami uÅ‚ożonymi na moim biurku, obserwujÄ…c mnie zza przymkniÄ™tych powiek. Jak on mnie odnalazÅ‚?! Moje ostatnie sÅ‚owa zagÅ‚uszyÅ‚ potężny rumor. W chwilÄ™ potem do kajuty wpadÅ‚ przysÅ‚owiowy wilk. Ha, żono niewierna! Gonzalo zaczÄ…Å‚ machać mi jakimÅ› dużym pistoletem przed nosem. WiedziaÅ‚em, że mnie zdradzasz! Teraz mam dowód! na chwilÄ™ wycelowaÅ‚ pistolet w Rogera, który przyglÄ…daÅ‚ mu siÄ™ z zaciekawieniem. Podjęłam próbÄ™ negocjacji. Gonzalo, porozmawiajmy& Nie siÄ™gaj do cholewy buta! Wiem, że trzymasz tam pistolet! Tym razem lufa pistoletu zostaÅ‚a wycelowana we mnie. Chyba zaszÅ‚a tu jakaÅ› pomyÅ‚ka Roger uznaÅ‚ za stosowne siÄ™ wtrÄ…cić. Nie ma żadnej pomyÅ‚ki! WidzÄ™ przecież na wÅ‚asne oczy! Gonzalo skierowaÅ‚ pistolet w Rogera, który siedziaÅ‚ spokojnie w niezmienionej pozycji. SÅ‚uchaj, kochasiu& zaczÄ…Å‚ Roger. Tylko nie kochasiu! Gonzalo nie pozwoliÅ‚ mu skoÅ„czyć. PoczerwieniaÅ‚ na twarzy i zaczÄ…Å‚ trząść siÄ™ na caÅ‚ym ciele, przez co dygotaÅ‚ także trzymany przez niego oburÄ…cz pistolet. Widzisz, zdenerwowaÅ‚eÅ› go wtrÄ…ciÅ‚am siÄ™, niespokojnie obserwujÄ…c trzÄ™sÄ…cÄ… siÄ™ lufÄ™ pistoletu. Teraz Roger postanowiÅ‚ spróbować pertraktacji. Uspokój siÄ™, czÅ‚owieku, pogadajmy jak mężczyzna z mężczyznÄ…& Widzisz, Gonz, on postrzega ciÄ™ jako czÅ‚owieka, a nawet mężczyznÄ™ wtrÄ…ciÅ‚am zÅ‚oÅ›liwie. Dosyć tego gÅ‚upiego gadania! ZabijÄ™ was oboje! Gonzalo osiÄ…gnÄ…Å‚ poziom histerii, dla odmiany blednÄ…c. Panie majÄ… pierwszeÅ„stwo. Roger spokojnie odsunÄ…Å‚ trzÄ™sÄ…cÄ… siÄ™ lufÄ™ pistoletu od swojego nosa, po czym zwróciÅ‚ siÄ™ do mnie: Tak w ogóle, to on umie siÄ™ tym posÅ‚ugiwać? WygraÅ‚ kiedyÅ› zawody strzeleckie pospieszyÅ‚am z wyjaÅ›nieniem. O, to może już pora, żebym zaczÄ…Å‚ siÄ™ denerwować. HuknÄ…Å‚ strzaÅ‚, tworzÄ…c obÅ‚ok dymu i niemiÅ‚Ä… atmosferÄ™. To byÅ‚o ostrzeżenie! Mam jeszcze nabite dwa pistolety! zagroziÅ‚ porywczy Gonzalo. PostanowiliÅ›my nie czekać na realizacjÄ™ ostrzeżenia. Nie chcÄ™ być wÅ›cibski, ale powinnaÅ› zmienić sobie towarzysza życia usÅ‚yszaÅ‚am gÅ‚os Rogera dobiegajÄ…cy zza krzesÅ‚a. Ależ on wcale nie towarzyszy mi w życiu. Wpada w nie tylko okazjonalnie, ale za to z wielkim hukiem! odkrzyknęłam zza biurka. Gdzie, na niezÅ‚upionego Hiszpana, sÄ… twoi ludzie?! RozpuÅ›ciÅ‚am zaÅ‚ogÄ™. Zwietnie. Musimy wiÄ™c zaÅ‚atwić to sami to powiedziawszy, Roger zwinÄ…Å‚ siÄ™ jak wąż i ugryzÅ‚ z caÅ‚ej siÅ‚y Gonzalo w nogÄ™. Ten krzyknÄ…Å‚ z bólu, upuszczajÄ…c broÅ„. To pozwoliÅ‚o nam go obezwÅ‚adnić. Zauważ, że siÄ™ poÅ›wiÄ™ciÅ‚em stwierdziÅ‚ Roger. Twój towarzysz życia nie przywiÄ…zuje wagi do higieny nóg splunÄ…Å‚ z obrzydzeniem. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyÅ› go przygarnÄ…Å‚ i nauczyÅ‚ dobrych manier. Zamierzam obdarzyć siebie i jego wolnoÅ›ciÄ… odparÅ‚am, krÄ™pujÄ…c rÄ™ce Gonzalo czymÅ›, co nawinęło mi siÄ™ pod rÄ™kÄ™. *
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|