|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będzie jechał kierowca, o ile nie będzie to znowu Bodrum. Zapatrzył się na fale, wypatrując najlżejszych śladów wiatru, gdyż bardzo chciał razem z Frankiem postawić żagle. Uważał, że to wstyd, płynąć żaglówką i w ogóle nie mieć okazji do postawienia żagli. Słońce świeciło już mocno, do końca rozproszyło mgłę. Johnny popatrzył na małą dziewczynkę, która w nadmiarze lała olejek do opalania na plecy Clem, brudząc białą zawiesiną wszystkie paski i ramiączka żółtego bikini. Jej matka sprzątała po niej bałagan, ściągając olejek z pleców Clem i wcierając go w swoją skórę. Johnny zawsze z fascynacją obserwował kobiety zachowujące się wyjątkowo swobodnie we własnym gronie i niewstydzące się swojego ciała. Teraz ta trójka wyglądała na dobrze zżyte ze sobą, iskające się samice z jednego stada naczelnych. Upił łyk herbaty, gdy Clem przekręciła się i ułożyła na brzuchu. Annie zaczęła nadmiar olejku wcierać w jej uda i krzywiznę u nasady pośladków, co pobudziło jego erekcję. Na krótko odwrócił wzrok, a gdy spojrzał znowu, Annie odstawiła buteleczkę z olejkiem i ku jego zaskoczeniu płynnym ruchem ściągnęła T-shirt przez głowę i naga do pasa, zapatrzona w fale, zaczęła wcierać sobie resztki olejku w skórę na piersiach. Odrobina herbaty pociekła mu z kącika ust. Nie mógł oderwać od niej wzroku, miała wspaniałe piersi. Uświadomił sobie, że wpatruje się za długo, więc szybko odwrócił głowę, żeby nie wyglądało na to, że się gapi, i włożył całą swoją energię w markowanie fascynacji kilkoma dużymi ptakami, które przelatywały szybko obok jachtu, mknęły tuż nad powierzchnią już tylko lekko sfalowanego morza, w poszukiwaniu ryb nurkującymi i zakręcającymi tuż nad wodą. Wspaniałe, prawda? zagadnął Frank, unosząc kubeczek do ust. Mam na myśli głuptaki. Johnny obejrzał się na niego gwałtownie. Mówię o ptakach wyjaśnił Frank, który także gapił się na Annie. Nazywają je głuptakami! Odchylił głowę do tyłu i ryknął gromkim śmiechem, a Johnny zaraz poszedł w jego ślady. Frank zaniósł się śmiechem do tego stopnia, że aż łzy spłynęły mu po policzkach. One też są piękne i wspaniałe przyznał Johnny, mówiąc zupełnie szczerze, ale zaraz uświadomił sobie, że może posunął się trochę za daleko. Niemniej Frank rechotał tak głośno, że Annie i Clem zaczęły się rozglądać, zaciekawione, co go tak bardzo rozśmieszyło. Przez całe popołudnie także płynęli na silniku, gdyż ciągle nie było wiatru. Na brzegu wciąż nie napotykali śladów cywilizacji, więc Johnny znowu zszedł pod pokład, żeby jeszcze raz spojrzeć na mapę. Skupił uwagę na małym miasteczku, a właściwie wiosce położonej na końcu niewielkiej zatoki, ale wyglądało na to, że droga stąd w głąb lądu jest słabo dostępna, więc nie rokowało to większych nadziei. Wyszedł na pokład z lornetką i zaczął przez nią lustrować kilometry pustkowia na zboczach gór, hektary nieużytków, na których z rzadka dały się dostrzec stada pasących się kóz bądz pasterskie szałasy. Popatrzył na ostrzyżone do gołej skóry zwierzęta przesuwające się w górę albo w dół zboczy. Ale potem obrócił głowę, żeby w obiektywie lornetki znów ukazały mu się wspaniałe piersi Annie. Poprawił ostrość i powoli przeniósł punkt widzenia na dół jej brzucha. Była mocno zbudowana, wygimnastykowana i umięśniona. Leżała z nogami w górze, toteż dokładniej przyjrzał się serii drobnych białych szram po wewnętrznej stronie jej ud. Ale zaraz szybko opuścił lornetkę, odwrócił się i oparł plecami o bok siedzenia sterówki. Nagle ogarnęła go przemożna senność, zaczął przysypiać w coraz mocniej grzejącym słońcu, starając się wypchnąć z wyobrazni widoki piersi i ud& Póznym popołudniem Frank poprosił go, żeby przejął ster na czas układania Kleks do południowej drzemki. Ale gdy przy rumplu zasiadła Annie, zaczęła ich uczyć gry w półtysiąca, co początkowo wydało im się nadzwyczaj skomplikowaną grą podobną do brydża, tyle że jeszcze bardziej złożoną, gdy okazało się, że dwójka karowa może być bijącym wszystko atutem. Ponownie zwrócił uwagę na jej blizny. Rzucały się w oczy zwłaszcza wtedy, gdy tasowała karty. Ciągnęły się po wewnętrznej stronie jej ud białymi zygzakowatymi liniami, przez co przypominały ślady gąsienic pełznących w stronę krocza. Lekka bryza pojawiła się dopiero póznym popołudniem, ale wtedy już Frank chciał znalezć zaciszną zatoczkę, w której mogliby zacumować na noc. Johnny wolałby postawić żagle, żeby złapać w nie choćby ten słaby wiatr, który właśnie się pojawił, ponieważ uwielbiał żeglowanie po nocy, ale to nie był jego jacht, nawet jeśli perspektywa spędzenia na nim kolejnej nocy wydawała mu się kusząca. Uważał jednak, że im bardziej oddalą się od Bodrum, tym lepiej. Postanowił więc odłożyć do jutra konieczność zejścia na ląd. Gdyby nawet musieli wynająć cały dom i taksówkę na przejazd do miasta, wciąż mogli sobie na to pozwolić za pieniądze Charliego. Tak więc Mała Utopia , w miarę schodzenia słońca ku horyzontowi, pożeglowała bliżej brzegu, kierując się w stronę najbliższej przystani. Niewiele było trzeba, żeby znalezli odpowiednie miejsce. Wpłynęli na silniku do zatoki chronionej z trzech stron przed wiatrem przez strome zbocza. Johnny i Clem stanęli na dziobie, żeby mierzyć głębokość wody za pomocą przyrządu kapitana Hooka do wykrywania ławic ryb. Dno było kamieniste, przetykane łachami piasku, więc kiedy Johnny rzucił kotwicę, ta od razu zaczepiła się o podłoże i łódz szybko się obróciła, ustawiając dziobem do wiatru. Kiedy Frank w końcu wyłączył silnik, zapadła błoga cisza. Johnny już zapomniał, jak bardzo nienawidzi silników. Ludzie setki lat jakoś dawali sobie bez nich radę, a teraz stały się nieodzowne. Kilka lat wcześniej z Robem i Clem dostarczali z Gibraltaru do Falmouth jacht, na którym nie było silnika. Okazało się to tak rzadkim wydarzeniem, że w wielu portach witano ich brawami. Przez jakiś czas stali we czworo na pokładzie, napawając się ciszą i tylko wpatrując się w ten niezwykły fragment dzikiej przyrody, która ich otaczała, zasłuchani w szmer bryzy marszczącej wodę, stukot fal o burty, rozlegający się od czasu do czasu nad złotawymi wzgórzami wrzask drapieżnego ptaka. Znalezli się pośrodku uroczego pustkowia, z zachodzącym słońcem grzejącym ich w plecy, wydłużającym ich karykaturalnie długie cienie po falach aż do skał na brzegu. Nastąpiło generalne porządkowanie sterówki i pokładu wśród głośnych narzekań kapitana Hooka na wszelkie próby włożenia pod brudną piracką marynarkę jakichś cieplejszych ubrań, żeby zakryć gęsią skórkę pokrywającą całe jej ciało. Johnny emu udało się zająć ją bardzo ważnym zadaniem wypatrywania zielonego błysku , legendarnego zjawiska towarzyszącego słońcu chowającemu się za horyzontem, mającemu jakoby charakter zielonego promienia strzelającego w niebo. Opowiedział jej, że przez całe życie wypatrywał tego błysku, ale nigdy go nie widział, bo miał za słaby wzrok. Kleks przestała się awanturować, usiadła mu na kolanach
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|