|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobą zrobić, wróciła do hotelu. Może położy się na chwilę? Wciąż bolała ją głowa. Jednak jej plany zostały pokrzyżowane. Kiedy tylko weszła do holu, dopadł ją kierownik. Wyglądało to tak, jakby na nią czekał. Zależało mu na tym, żebym ściągnąć jak najwięcej gości do hotelu, a ona przyznała się niebacznie, że ma własne biuro podróży. Sama jest sobie winna. Może na przyszłość będzie trzymała język za zębami. - Bom dia, panno Hardesty. Czy miło spędziła pani dzień? - Tak, dziękuję. Pojechałam na szczyt starego wulkanu. Bardzo tam pięknie - odpowiedziała beznamiętnie. - Powinna pani pojechać na wycieczkę objazdową po wyspie. Zobaczyć winne tarasy, wodospady, gorące zródła. To piękna wyspa. - Tak, wiem. Niestety, jutro muszę wracać do Anglii. Kierownik spojrzał na nią z nadzieją, ale też ze skrępowaniem. W końcu jednak wydusił z siebie pytanie: - Czy to byłoby dla pani kłopotliwe, gdybym zaproponował pokazanie mojego hotelu? Nie chciałbym zepsuć pani tego krótkiego 130 RS czasu, jaki został do wyjazdu, ale, jak pani sama widzi, mamy teraz dużo wolnych miejsc. - A zadaniem kierownika jest zarządzać - zgodziła się z nim, uśmiechając się blado. - Dobrze. Przepraszam, jeśli wykazałam mało entuzjazmu. Wszystko przez tę moją rękę - skłamała gładko. - Oczywiście, rozumiem. Czy to bolesne? - zapytał szczerze zatroskany. - Tylko trochę - mruknęła zawstydzona swoim zachowaniem. - Ale na pewno...? - Na pewno. Przecież i tak nie miała nic innego do roboty, a w ten sposób przynajmniej nie będzie myślała o Kielu. Kierownik pokazał Justine cały hotel. Kiedy skończyli zwiedzanie, zaprosił ją do swojego biura na herbatę i ciasteczka. Mimo że była zmęczona, nie potrafiła odmówić. - Przyjdzie pani dzisiaj na wieczór fado? - Fado? - Sim. To coś w rodzaju muzyki ludowej. Smutne, niepokojące. Isabella Aveira jest u nas słynna - powiedział, uśmiechając się przepraszająco. - To pieśni o miłości, utracie, cierpieniu i smutku. Bardzo smutne, bardzo piękne. Dokładnie tego jej trzeba, pomyślała przybita. - Gdzie to się odbędzie? Gdyby to było gdzieś daleko, miałaby pretekst, żeby nie iść. Jednak jej nadzieje od razu zostały rozwiane. 131 RS - Oczywiście tutaj, w hotelu. W sali dyskotekowej - odpowiedział kierownik, krzywiąc się nieco przy ostatnim słowie. Pewnie, jak zgadła Justine, na Maderze ludzie woleliby nigdy o czymś takim nie słyszeć. - Dodatkową atrakcją będzie miejscowa grupa taneczna w tradycyjnych strojach. - O której zaczyna się występ? - zapytała zrezygnowana. - O ósmej. - W takim razie przyjdę z ochotą - obiecała, próbując wykrzesać z siebie choć trochę entuzjazmu. Spojrzała na zegarek. Minęła dopiero piąta. - Najpierw jednak pójdę trochę odpocząć. Bardzo panu dziękuję za pokazanie hotelu. Obiecuję, że zastanowię się nad pana propozycjami. Szkoda, że daleko stąd do pola golfowego, ale może da się zorganizować jakiś transport. Nie mogę nic zagwarantować, bo sama jeszcze nie byłam na polu. Jednak na pewno wszystko przemyślę. - O nic więcej nie proszę. I dziękuję za pani uprzejmość. Uśmiechnął się do niej ciepło, ukłonił ujmująco i odprowadził do windy. Tutaj wszyscy byli tacy grzeczni: od zamiataczy ulic po urzędników bankowych. Tym trudniej było im czegokolwiek odmówić. Weszła do swojego pokoju i pierwszą rzeczą, na której spoczął jej wzrok, był lawendowy dres ułożony równiutko na krześle. Najchętniej wyrzuciłaby go przez okno. Nie chciała mieć niczego, co przypominałoby jej o Kielu. Powstrzymał ją tylko szacunek dla pracy pokojówki, która wyprała dres i wyprasowała. 132 RS Kiedy zeszła o siódmej na kolację, nieco odświeżona drzemką, ucieszyła się, że nigdzie nie było Kiela. Złośliwość losu zesłała jej jednak pamiątkę ich wspólnego posiłku. Na kolację znowu była espada. Nawet plasterek suszonego banana na wierzchu wyglądał podobnie. W którymś momencie dała sobie spokój z udawaniem, że je. Poszła do sali dyskotekowej i, ku swojemu zaskoczeniu, zastała tam już całkiem spory tłum. Zamówiła sobie sok owocowy. Ten jeden jedyny raz w życiu miałaby ochotę wlać w siebie trochę wódki i upić się do nieprzytomności, ale, niestety, nie mogła. Znalazła wolne miejsce przy ścianie, w odległym kącie pomieszczenia. Wszyscy byli najwyrazniej w grupach, w związku z czym zaczynała żałować, że w ogóle tu przyszła. Spojrzenia kierowane w jej stronę były pełne nie tylko zaciekawienia, ale również litości. W końcu światło przygasło. Usiadła prosto i nagle jej wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Kiela. Siedział oparty o ścianę i nie odrywał od niej wzroku. Był taki przystojny, nieznośnie przystojny. Siłą oderwała od niego oczy i spojrzała na scenę, na którą właśnie wyszła młoda kobieta ubrana na czarno. Nie było żadnej muzyki, żadnej gitary, którą spodziewała się usłyszeć, tylko ta kobieta. Zresztą, czegokolwiek się spodziewała, pomyliła się. Głos śpiewaczki wywołał długi dreszcz, który przeszył Justine aż do kości. Czuła, jak włosy stają jej dęba, jak wszystko jej się w środku ściska. Nie musiała rozumieć słów, znać języka. Szorstkie, chrapliwe tony mówiły same za siebie. Było w nich cierpienie, miłość, umieranie, pustka. Justine 133 RS miała ochotę szlochać. Czuła cały ból i cierpienie świata. Głos śpiewaczki pozwolił jej zapomnieć o sobie. Jej cierpienie wydało się nagle mało znaczące w obliczu tego, o czym opowiadało fado. Długie, wysokie tony, drżące, niemal gardłowe dzwięki miały zostać z Justine do końca życia. Kiedy śpiewaczka skończyła koncert, zapanowała cisza, jakby wszystkim nagle serca przestały bić. A potem rozległy się gorące, ogłuszające oklaski. Wszyscy wstali, zaczęli tupać. Justine siedziała na swoim miejscu, schowana wśród tłumu. Nigdy w życiu nie była tak emocjonalnie poruszona. Chciała uciec do pokoju. Oczy zaszły jej łzami. Ruszyła do windy, ale drogę zastąpił jej Dawid. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, jednak patrzył na nią tak błagalnie, że się poddała. - Przepraszam cię, Jus - powiedział cicho. - Nie chciałem być taki samolubny. Odkąd wyszłaś, nic innego nie robię, tylko o tym wszystkim myślę. Masz rację, jestem egoistycznym łajdakiem. A ty, możesz mi wierzyć lub nie, jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym skrzywdzić. - To nie ma znaczenia - odpowiedziała apatycznie. - Ależ owszem, ma. - Wyglądał na szczerze zatroskanego. - Wszystko w porządku? Wyglądasz strasznie. - To tylko ból głowy, Dawidzie. Nic mi nie jest. Dobranoc.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|