|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mśm Dziedzictwo 227 przede w Warszawie. Numer! Za paznokciami gruba żałoba po kocie, a na palcach brylanty jak fasola. Facet niedorozwinięty, a mina jakby wszystkie rozumy pojadł, ale żadnego nie strawił To mu, uważasz, uderzyło na mózg. Degenerat! Ganiewicz machnął ręką znamiennie. Jutro jadę via Warszawa do mojej Tereni Kraków, 21 lipca Homo proponit, Deus disponit! Uderzyłem się znowu głową o mur i doznałem haniebnego zawodu. Skronie pulsują jak motory, głowa pęka z bólu, nerwy rozigrane. Tereni w Krakowie nie zastałem. Wyjechała za granicę z siostrą Orlicza, u której bawiła. Zatrzymają się w Wiedniu, hotel Erzherzog-Kari". Tak mnie w mieszkaniu pani Hańskiej poinformowano. Dowiedziałem się na osłodę, że list mój do Tereni nadszedł po jej odjezdzie i że go przeadresowano do Wiednia. Piekło się na mnie sprzysięgło. Chodziłem po Krakowie w oszołomieniu. Teraz czekam na pociąg. Jadę do Wiednia. Wiedeń, 22 lipca, w nocy Nowy zawód! Terenia wyjechała z panią Hańską dziś rano. Dokąd, portier hotelowy nie wie. Przypuszczam, że chyba do Włoch, zresztą czy ja wiem? Tu już zbłądziłem. 228 Helena Mniszkówna Portier mówi, że te panie rozmawiały coś o statkach i... że był z nimi jakiś młody pan, który je tu w Wiedniu spotykał. Spytałem, jak wyglądał. Chytry Niemiec zauważył widocznie moją akerację, bo odrzekł z powagą mającą zapewne na celu uspokojenie mnie: O, er war wirklich dn Prof essor oder ein Philosoph. Medyk! niech dę wszyscy diabli wezmą! zakląłem. O... ja, ja! Er kann auch ein Doktor sein! podchwycił skwapliwie dygnitarz Erzherzog-Karl" hotelu. Byłem wściekły, ale panowałem nad sobą, by okazać się Europejczykiem... Lecz gdy portier ofiarując mi numer, nazwał mnie Henr Graf', zwymyślałem go za ten tytuł, który jak dla ironii nadają nam wszystkim za granicą, wiedząc, że niektórzy to lubią. Portier zdumiał się srodze i w dowód skruchy zaczął mnie tytułować Furstem". Zaciąłem zęby w pasji najwyższej, zrezygnowany już nawet na tytuł królewski. Zajmowało mnie co innego, a gniew na Orliezów i trochę na Terenię wyprowadzał moje nerwy z równowagi. Zapytałem jeszcze portiera, czy był do panny Orlicz list przeadresowany z Krakowa. Ale i tu bs uwziął się na mnie, bo list nadszedł dziś, w kilka godzin po wyjezdzie pań. Zażądałem zwrotu listu, legitymując się dokładnie zarówno dokumentami, jak i charakterem pisma jako nadawca. Po długich ceregielach Niemiec, zbadawszy wszystko, wręczył mi kopertę, uspokojony głównie tym, że panie nie podały mu adresu, gdzie by miał odsyłać nadchodzącą korespondencję. Czy to nie jest pech nabyty chyba w Krążu prawem dziedzictwa? Czyż mogłem przypuszczać, wysyłając swoje Dziedzictwo 229 wyznania Tereni do Krakowa, że będę je sam czytał i to w Wiedniu? Staje mi w poprzek jakiś szatan, ale go odepchnę i zniszczę... Asinus asinorum! Ona pojechała gdzieś pod włoskie niebo z medykiem, a ty zostałeś ze swoją porażką i jeszcze się odgrażasz? ZSyjak tabun szatanów tłukłem się po Wiedniu bezcelowo. Znam wszakże aż nadto dobrze to miasto i nie interesowało mnie ono obecnie wcale. W jakiejś napotkanej pierwszej lepszej restauracji, gdzie rżnęła muzyka Cyganów kazałem sobie dać jeść i butelkę burgunda. Wino i muzyka wp^nęły na mnie dodatnio, rozjaśnił się umysł, wróciła fantazja. Recepta Zagłoby skutkowała doskonale, więc piłem dalej, czując radość życia i młodości... Orkiestra zanosiła się czardaszami. W saii był dym od papierosów i cygar, jakiś głos kobiecy śpiewał kuplety tłuste, rozebrane. Zaduch nocnej nory uderzał do głowy zabójczym tumanem. Woń kwiatów mieszała się z wyziewami wina, piwa i koniaków lejących się strumieniem przez wypalone gardła do otchłannych żołądków wesoH/ch wiedeńczyków. Jakaś wcale miła buda! przeleciała myśl frywolna. Co ja tu właściwie robię w tej spelunce? Chleję wino bez sensu i czekam, lecz na co? Terenia jedzie sobie teraz ekspresem z ciotunią i konkurentem! To nic, że on wygląda na ein Professor" czy ein Philosoph" taki może być również niebezpieczny, gdy go przygrzeje włoskie słońce L. oczy Tereni. Nie ufajmy zbytnio profesorom ani filozofom, gdyż miewają oni chwile, w których profesorsłwo ich idzie na strych. Takie zaś oczy jak Tereni łatwo wywloką nawet z dostojnej togi rozanielonego Don Juana. 230 Helena Mniszkóuma Widzę ich oto. Ciotunia, siostra Orlicza, bagatela! Dobra obsada akcji! śpi sobie niebożę albo udaje, że śpi. Ciotunie bywają ciekawe, artystycznie potrafią się nawet kiwać we śnie, nie śpiąc. Terenia zaś z nim, zapewne prowadzą dyskurs. Ciekawym o czym? O górach, które mijają, o morzach, w których się będą kąpać razem, w kostiumach oczywiście. Zobaczyć ją w kostiumie obcis-iym, bladoturkusowym wśród pian, nie, lepiej w lazurowej przezroczystości wody, a jeszcze lepiej rozciągniętą jak alga morska na piasku... Alga? Jestem cymbał! Jak najada, najcudniejsza syrena... Amfitryta płynąca na muszli z konchy perłowej... I to ma oglądać ów medyk? A ja jak niepyszny sam, jeno z listem do niej w kieszeni... tu w tej dziurze przesiąkniętej dusznym Odór di Femina" naturalnym, ptynącym z nagich ramion bachantek? O psiakrew, czy to logiczne, czy to możliwe do zniesienia? Więc dla mnie była tylko owa noc w lesie nad rzeką, przy ognisku i ten zaczarowany walc w Porzeczu? A medyk ma osiągnąć tyle szczęścia? Kazałem podać drugą butelkę. To już usposobiło do mnie przychylniej obecne na sali Wenery". Jedna w różowej tunice greckiej z anemonami przy głębokim wycięciu sukni, z jasnymi tokami uśmiechnęła się do mnie lubieżnie i przesunęła wachlarzem wzdłuż linii ramion... Patrząc na te alabastry pomyślałem podle: Jakie też ma dato Terenia? Widziałem tylko trochę jej ramiona, ale są drobniejsze, nie takie rubensowskie, jak tej oto... Tfu! To świństwo porównania takie robić! Ze złości i wstrętu do siebie wychyliłem cztery kielichy duszkiem jeden za Dziedzictwo 231 drugim. Różowa piękność zrozumiała inaczej mój odruch desperacki. Jeszcze parę uśmiechów i ujrzałem ją przy sobie... Zaproponowała gabinet osobny, poszliśmy tam we dwoje. Obstałowałem sutą kolację i szampana. Liza, bo tak się kazała nazywać, przegięła się ku mnie i wsparła na moim ramieniu... Zajrzały mi w oczy zrenice żółte jak topazy, nalane zmysłami niby kielich tokajem, usta czerwone
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|