|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gości. Wieczorem przyjechali rodzice Katrin, którzy byli dość staroświeccy i zabrali pannę młodą do siebie do domu, żeby aż do ołtarza Alan jej nie widział. Przygotowałam więc z mama kolację dla braci i Josha. Siedliśmy do wspólnego stołu i zajadaliśmy się kanapkami. Pózniej wszyscy się rozeszli, a ja razem z Ryanem zmywaliśmy naczynia. -Jak się trzymasz braciszku? zwróciłam się do najmłodszego brata. -W porządku. Jestem czysty jeśli chcesz o to zapytać. 38 -To dobrze. Wiesz jak wszystkim zależy na tym, żebyś przestał. -Wiem, ale ty też Leno wiesz, że nie przestanę. Dlatego się właśnie wyprowadziłaś do Nowego Jorku. Miał rację, więc mu nie zaprzeczyłam. Powycierałam naczynia i położyłam na ich miejsce. -Leno, nie mam ci tego za złe odezwał się Ryan wiem, że było ci ciężko i jako jedna z naszego rodzeństwa mi pomagałaś. -Oh Ryana nie wytrzymałam i przytuliłam się do brata. Tym gestem chciałam okazać mu trochę wsparcia. Wróciłam do pokoju, gdzie Josh rozścielał nam łóżko. Przytuliłam się do niego i opowiedziałam mu o mojej rozmowie z Ryanem. Jak zwykle mnie pocieszył, za co byłam mu wdzięczna. Po dziesiątej poszłam wziąć prysznic, a następnie położyłam się do łóżka, gdzie zasnęłam w ciepłych ramionach mojego mężczyzny. Rano wszyscy byli zabiegani. Razem z mamą i Joshem zaczęliśmy rozkładać naczynia na stole i stroić dom mojego brata. W strojeniu pomógł nam Justin i Ryan, a Alan cały czas powtarzał słowa swojej przysięgi. Po jego głosie poznałam, że jest cały zestresowany. Garnitur miał przyszykowany, ale koszula była niewyprasowana. Wzięłam ją do ręki i zapytałam brata, gdzie jest żelazko. Alan pogrzebał w jeden z szafek i podał mi urządzenie. Po dziesięciu minutach koszula była dokładnie wyprasowana. Zlub miał się odbyć za dwie godziny, więc każdy zaczął się już szykować. Najpierw razem z mamą ubrałyśmy pana młodego, ponieważ tak mu się trzęsły ręce, że nie był w stanie zapiąć guzików. Następnie poszłam do pokoju, gdzie przebrałam się w sukienkę. Pomogłam zawiązać Joshowi krawat i pocałowałam go w czubek nosa. Do pokoju weszła mama. -Lenko mogę z tobą chwilę porozmawiać? zapytała. -Jasne odpowiedziałam zaskoczona. Josh powiedział, że musi o coś się zapytać Justina i wyszedł, a mama usiadła na kanapie i złapała się za głowę. Patrzyłam na nią wyczekująco, aż w końcu odezwała się. -Zledziłam Ryana. -Co zrobiłaś? oburzyłam się. -Musiałam kochanie. Pojechałam za nim i widziałam jak kupuje narkotyki od dealera. Na razie jest czysty bo go pilnuję, ale myślę, że na weselu będzie chciał wziąć. Nie mam innego wyboru, jeśli się naćpa wyślę go do szpitala psychiatrycznego na odwyk. -Nie zgadzam się! zaoponowałam to go zniszczy! Widziałam jak kończyły osoby, które wysłano do psychiatryka. Ryan jest zbyt słaby, żeby tam wytrzymać. Loren nie mogła mu tego zrobić. -Nie mam wyboru. Ani ja, ani Ryan nad tym nie panujemy. On musi się leczyć. -Chcesz go zniszczyć? To go doprowadzi do śmierci! Do pokoju wszedł Justin. 39 -Co się stało? Usłyszałem krzyki. -Nic! odpowiedziałam, wyminęłam go i zeszłam po schodach na dół. Wiedziałam, że Justin mi nie odpuści i poszedł za mną. Złapał mnie za rękę, zmuszając do tego żebym się zatrzymała. -Kłóciłyście się o Ryana, tak? -Tak. Mama chce go wysłać do szpitala psychiatrycznego! Dobrze, że wszyscy byli na zewnątrz, przynajmniej nie słuchali naszych kłótni. -Leno, wiem że to dla ciebie ciężkie, ale zgadzam się z mamą. To wszystko poszło za daleko mówił spokojnie mój najstarszy brat. -Co ty mówisz?! nie wierzyłam własnym uszom gdybyś nie wyjechał zaraz po śmierci ojca i byłbyś przy Ryanie, to może jakoś by sobie poradził z jego śmiercią! Dzielnie powstrzymywałam łzy, ponieważ nie chciałam mieć podpuchniętych oczu na ślubie i weselu Ryana. -Lena, myślisz że tylko tobie i Ryanowi było ciężko po jego śmierci?! zaczął podnosić głos myślisz, że ja tego nie przeżyłem. -Byłeś starszy i dojrzalszy! zabrzmiało to jak oskarżenie. -I co z tego?! Lena, to ja go znalazłem. To ja go znalazłem w piwnicy, ze sznurem na szyi. Miałem zaledwie dwadzieścia lat! O tym to ja nie miałam pojęcia. Nie wiedziałam, że to Justin znalazł naszego ojca. Zaczęłam go przepraszać, a on przeprosił mnie. Po całej kłótni przytulił mnie do siebie. Usłyszeliśmy głos Alana, że trzeba się zbierać, więc wróciłam do pokoju, założyłam buty, wzięłam torebkę i zeszłam na zewnątrz, gdzie czekali wszyscy. Josh czule objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Samochód Alana lśnił w blasku słońca oraz był ozdobiony, wstążkami i balonami. Razem z Alanem miał jechać Justin, który był jego drużbą. Natomiast ze mną i Joshem mieli zabrać się mama i Ryan. Josh odpalił silnik i jechał zaraz za Justinem, aż do kościoła, gdzie czekali już zaproszeni goście. Wysiedliśmy z auta i stanęliśmy obok druhny panny młodej, która była siostrą Katrin. Wszyscy goście weszli do kościoła, razem z Joshem zajęliśmy miejsce z przodu i czekaliśmy, aż para młoda stanie przed ołtarzem. Dziesięć minut pózniej organy zaczęły grać marsz weselny i wolno ołtarzem szli Katrin wraz z Alanem. Oboje mieli uśmiechy na twarzy, a Alanowi po policzku leciała łza. W końcu para młoda stanęła przed ołtarzem i cała ceremonia się zaczęła. Kiedy młodzi sobie ślubowali, mama zaczęła płakać ze szczęścia, tak samo jak mama Katrin. Następnie Alan powiedział własne słowa przysięgi, a po nim Katrin, a pastor ogłosił ich mężem i żoną. Wyszliśmy przed kościół i czekaliśmy, aż para młoda wyjedzie za nami. Kiedy to zrobiła obsypaliśmy ich kwiatami i wszyscy zaczęli składać im serdeczne życzenia. Pół godziny pózniej pojechaliśmy do domu Katrin i Alana, gdzie już czekał na nas ciepły posiłek oraz zespół muzyczny. Para młoda stanęła na
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|