|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyglądał jak postać nierzeczywista. Wydawał się spokojny, zrelaksowany i chłodny. Cecile spróbowała się do niego uśmiechnąć, poczuła jednak, \e usta ma zupełnie zdrętwiałe. Rand odpowiedział na jej uśmiech i znów skupił uwagę na pastorze. Jedno jego spojrzenie wystarczyło, by pod Cecile ugięły się kolana. Po chwili cicho westchnęła i uśmiechnęła się lekko. Rand Coursey był piekielnie przystojny, miły i inteligentny, a do tego wszystkiego był równie\ znakomitym kochankiem. Ona zaś zamierzała cieszyć się tym w pełni. - Wygląda na to, \e przyjęcie bardzo ci się udało. Oddech Randa łaskotał Cecile w ucho. Odstawiła pustą blachę na stół i objęła go w pasie. - Nie poradziłabym sobie bez ciebie. Dziękuję - rzekła, całując go w policzek. Rand przyciągnął ją do siebie. - Zrób to jeszcze raz, tylko trochę ni\ej i na lewo - szepnął. - Och, ty! - zaśmiała się Cecile i lekko uderzyła go w pierś. Wyraz oczu Randa świadczył jednak o tym, \e pod przykrywką \artu kryła się prawdziwa namiętność. Cecile uwodzicielsko zatrzepotała rzęsami i uniosła twarz. - Ale\, doktorze Coursey, mam wra\enie, \e usiłuje pan mnie uwieść. - Od kiedy to trzeba cię uwodzić? Zanim Cecile zdą\yła odpowiedzieć, Rand pochylił głowę i pocałował ją szybko, obejmując dłońmi jej biodra. - Mama? Cecile miała wra\enie, \e głos CeeCee dochodzi z bardzo daleka. - Hm? - wymruczała z ustami tu\ przy wargach Randa. - Malinda powiedziała, \e będę mogła potrzymać jedną z dziewczynek, jeśli pomo\e mi ktoś dorosły. Cecile wystarczyło siły woli tylko na to, by oderwać twarz od twarzy Randa i oprzeć się na jego ramieniu. - Chwileczkę, CeeCee - wymamrotała, z trudem łapiąc oddech. - Mamo, proszę cię! Malinda powiedziała, \e zaraz będzie je karmić, a potem pójdą spać! - Teraz nie mogę, kochanie. Muszę posprzątać ze stołu i podać deser. - A czy ja mógłbym być tym dorosłym? Na głos Randa Cecile z niedowierzaniem podniosła głowę. - Skończyłem ju\ dwadzieścia jeden lat i, jak na swój wiek, jestem bardzo dojrzały. A poza tym mam wielkie doświadczenie w trzymaniu niemowląt. - Uśmiechnął się, nie wiedząc o tym, jak wiele punktów zarobił w tym momencie u Cecile. Ona sama nie potrafiłaby mu tego wyjaśnić, nawet gdyby chciała. Oderwała się od niego i cofnęła o krok. - Dobrze, myślę, \e się nadajesz do tej funkcji. Rand wyciągnął rękę do CeeCee, która omal nie pękła z podniecenia. - Proszę bardzo. Jestem do twoich usług. Mała, chichocząc, pochwyciła jego dłoń i pociągnęła go do salonu. Cecile potrząsnęła głową, śmiejąc się cicho, i zajęła się zbieraniem naczyń. To było niemal zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Po czterech wyprawach z salonu do kuchni brudne naczynia zostały uprzątnięte, a po dwóch kolejnych na stole stał deser, który Rand przygotował poprzedniego wieczoru. Był doskonałym kucharzem. Ka\da porcja wyglądała jak małe dzieło sztuki, a smakowała jeszcze wspanialej. Cecile strzepnęła okruch ze stołu i znów się zaśmiała, przypominając sobie debatę na temat prasowania obrusa. Potrząsnęła głową i poszła po widelczyki do ciasta. W salonie rozległ się śmiech CeeCee. Cecile podniosła głowę. Mała siedziała na sofie, trzymając w ramionach jedną z blizniaczek. Siedzący obok Rand troskliwie podtrzymywał główkę dziecka i z uwagą słuchał podnieconego trajkotu CeeCee. Cecile poczuła, \e łzy napływają jej do oczu. Och, nie, pomyślała z przera\eniem. Tylko nie to! śadnych wzruszeń! Zauwa\yła jednak, \e dłonie jej zwilgotniały. Wytarła je o sukienkę i odruchowo zaczęła obgryzać paznokieć. Z czego oni tak się śmiali? I czemu CeeCee tak przyjaznie odnosiła się do Randa? Nikt nie wiedział lepiej od Cecile, jak okropnie mała potrafiła się zachowywać, gdy przy jej matce pojawiał się jakiś mę\czyzna, oczywiście z wyjątkiem byłego mę\a. Teraz jednak dziewczynka promieniała. Co jej się stało? Dlaczego zaakceptowała właśnie Randa? Cecile poczuła się nieswojo. - Dlaczego obgryzasz paznokieć, skoro tu\ przed tobą stoi tyle dobrego jedzenia? Szybko schowała rękę za plecy i podniosła głowę. Malinda przyglądała się jej z uśmiechem. - Pięknie wyglądają, prawda? - Kto? - zapytała Cecile, niepotrzebnie przesuwając sztućce na stole. Malinda wskazała głową na sofę. - Rand i CeeCee. Mała nie odstępuje go na krok. Cecile niechętnie spojrzała w tę stronę. - A, tak. Wiesz, jaka jest CeeCee. Uwielbia mę\czyzn. - Naprawdę? - zdziwiła się Malinda. - Zdawało mi się, \e jedynym mę\czyzną, którego akceptowała, był jej własny ojciec. Ale Rand równie\ wydaje się nią zauroczony. - Uśmiechnęła się, patrząc, jak Rand odgarnia kosmyk włosów z czoła dziewczynki. - A kto nie byłby nią zauroczony? - mruknęła Cecile, rozkładając widelczyki ze zbyt wielkim impetem. - Gdy CeeCee chce być czarująca, nie sposób jej się oprzeć. - To prawda - rzekła Malinda z namysłem. - Ale wydaje mi się, \e ona naprawdę lubi Randa. Mo\e widzi w nim postać ojcowską albo kogoś w tym rodzaju. Cecile zachmurzyła się. Malinda pocieszająco poklepała ją po ramieniu. - Nie słuchaj mnie. Gadam jak domorosły psychoanalityk! - Machnęła ręką i pochyliła się nad ciastem truskawkowym udekorowanym bitą śmietaną. - Pachnie wspaniale, a ja mam jeszcze dziesięć kilogramów do zrzucenia. Wiesz, kiedy zaproponowałaś, \e urządzisz przyjęcie, trochę się martwiłam - dodała i uśmiechnęła się. - No có\, bardzo ci dziękuję. Malinda objęła przyjaciółkę ramieniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|