|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdaÅ‚am sobie sprawÄ™, że wÅ›ciekaÅ‚am siÄ™ na niewinnego faceta. Twój ojciec jest wspania- Å‚ym czÅ‚owiekiem, który jedynie próbowaÅ‚ ciÄ™ chronić. Co byÅ‚o, minęło. ChcÄ™ zostawić wszystkie nieporozumienia w przeszÅ‚oÅ›ci, tam, gdzie ich miejsce. - Ja też - szepnÄ…Å‚ z przejÄ™ciem. - ZastanawiaÅ‚am siÄ™ nad twojÄ… propozycjÄ…. - KtórÄ…? - zapytaÅ‚ szorstkim gÅ‚osem. - %7Å‚ebyÅ›my zostali przyjaciółmi. Dogadajmy siÄ™, choćby przez wzglÄ…d na twojÄ… ro- dzinÄ™, która za miesiÄ…c przyjedzie z wizytÄ…. Lucca powiedziaÅ‚, że nie daÅ‚am ci wyboru, ale jeÅ›li chcesz zacząć od nowa, to jestem na to gotowa. - To znaczy, że chcesz być mojÄ… żonÄ…? ZwyczajnÄ… żonÄ…? - Tak. Nie Å›miej siÄ™. - Nie Å›miejÄ™ siÄ™. - PotrafiÄ™ gotować. - A może pójdziemy o krok dalej i zostaniesz mojÄ… asystentkÄ… w przychodni? - Z chÄ™ciÄ… - odparÅ‚a. - Ale nie mam odpowiednich studiów. - Masz inne cechy, bardziej pożądane. Spójrz na Val. SkoÅ„czyÅ‚aÅ› ekonomiÄ™, wiÄ™c możesz siÄ™ też zająć ksiÄ™gowoÅ›ciÄ…. Masz doÅ›wiadczenie w prowadzeniu schroniska, a ja kiepsko sobie radzÄ™ z cyferkami. Może pracujÄ…c z nim, pozna go od innej strony? Od tej, którÄ… zawsze przed niÄ… ukrywaÅ‚? Dizo wyÅ‚Ä…czyÅ‚ Å›wiatÅ‚o i poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ do łóżka. Gina doÅ‚Ä…czyÅ‚a do niego. R L T DziÅ› wieczorem wiele jej wyznaÅ‚, ale widocznie byÅ‚o to czcze gadanie, bo przecież nie leżaÅ‚aby teraz skulona na skraju łóżka, ale w jego ramionach - w koÅ„cu przekonywaÅ‚ jÄ…, że nie potrafiÅ‚ bez niej żyć. Tymczasem jak zwykle wycofaÅ‚ siÄ™ do swojego Å›wiata, do którego ona nie miaÅ‚a wstÄ™pu. - Rano pojedziemy do paÅ‚acu - zaproponowaÅ‚. - Wezmiesz swoje rzeczy i dopiero wtedy zawiozÄ™ ciÄ™ do przychodni. - To miÅ‚o z twojej strony. Pewnie masz dość oglÄ…dania mnie ciÄ…gle w tych samych ciuchach. - PrzekonaÅ‚aÅ› mnie, że choć masz zestaw ubraÅ„ na każdy dzieÅ„ roku, strój nie jest w twoim przypadku najważniejszy. SpodobaÅ‚ jej siÄ™ ten komplement. - DziÄ™ki. Do tej pory po prostu musiaÅ‚am siÄ™ tak ubierać. - OpanowaÅ‚y jÄ… emocje. - Bardzo siÄ™ cieszÄ™ z twojej propozycji. To moja pierwsza praca. ObiecujÄ™, że dam z siebie wszystko. I dziÄ™kujÄ™ - wyszeptaÅ‚a. - Zwietnie siÄ™ bawiÅ‚am na Sardynii. Twoja rodzina jest cudowna. Mam też nadziejÄ™, że twój ojciec popÅ‚ynie z nami w rejs, chociaż nie liczyÅ‚a- bym na to. - Za wczeÅ›nie, żeby o tym mówić. - Masz racjÄ™. Buonanotte. Dizo zÅ‚ożyÅ‚ na jej ustach delikatny pocaÅ‚unek. - Buonanotte, mia moglie - powiedziaÅ‚ i odwróciÅ‚ siÄ™ do niej plecami. PropozycjÄ™ zostania przyjaciółmi potraktowaÅ‚, jak widać, dosÅ‚ownie. Ale nazwaÅ‚ jÄ… swojÄ… żonÄ…. UwielbiaÅ‚a brzmienie tego sÅ‚owa... NastÄ™pnego dnia wieczorem Regina zamknęła drzwi przychodni. Za chwilÄ™ miaÅ‚ siÄ™ zjawić Matteo i objąć nocny dyżur. SpÄ™dziwszy trochÄ™ czasu z Val i innymi lokatorami hotelu, powiesiÅ‚a w recepcji trzy dużego formatu zdjÄ™cia przywiezione z paÅ‚acu. Teraz, kiedy pracowaÅ‚a w lecznicy, chciaÅ‚a każdego dnia patrzeć na wizerunki Diza i jej ulubionego psa, Antonea, wiszÄ…ce na Å›cianie przy wejÅ›ciu. R L T Regina zajęła siÄ™ krzÄ…taninÄ… w biurze i dopiero kiedy Dizo zmieniÅ‚ fartuch na gar- nitur, uÅ›wiadomiÅ‚a sobie, że czas zamykać. Ich spojrzenia spotkaÅ‚y siÄ™. Za każdym ra- zem, gdy go widziaÅ‚a, zalewaÅ‚a jÄ… fala pożądania. - Co o tym sÄ…dzisz? - zapytaÅ‚a, chcÄ…c odwrócić bieg myÅ›li. - Kiedy jakieÅ› dziecko przyjdzie z pÅ‚aczem, że jego piesek jest chory, bÄ™dzie miaÅ‚o dowód, że doktor Fornese potrafi zdziaÅ‚ać cuda. WziÄ…Å‚ jÄ… za rÄ™kÄ™, podniósÅ‚ jÄ… do ust i pocaÅ‚owaÅ‚. - Nigdy nie dostaÅ‚em wspanialszego prezentu. - Jej zaskoczenie sprawiÅ‚o mu przy- jemność. - Trzeba to uczcić, signora Fornese. Nie powiedziaÅ‚: księżniczko. W jego gÅ‚osie nie byÅ‚o Å›ladu kpiny. To już postÄ™p. - Aadna ozdoba przychodni - powiedziaÅ‚ Matteo, stajÄ…c w progu. - KtoÅ› mi powie, co to za historia? - Jutro, Matteo. DziÅ› moja żona i ja mamy pewne plany. Kiedy wyszli, Dizo nadal siÄ™ Å›miaÅ‚. - Co ciÄ™ tak Å›mieszy? - zapytaÅ‚a. - WydawaÅ‚o mi siÄ™, że trudno bÄ™dzie rozkrÄ™cić biznes, ale dziÄ™ki tobie nie bÄ™dzie- my narzekać na brak klientów. BÄ™dÄ™ musiaÅ‚ zatrudnić wspólnika. - To dobry pomysÅ‚. Przez caÅ‚e życie ciężko pracowaÅ‚eÅ›. ZasÅ‚ugujesz na trochÄ™ wol- nego. - Teraz, kiedy mam siÄ™ z kim zabawić, niezle to brzmi. Już dawno mogliÅ›my to zrobić, krzyczaÅ‚o jej serce, choć usta milczaÅ‚y. Poszli do Rinaldo's, ulubionej restauracji mieszkaÅ„ców Savono. - Mam ochotÄ™ na scampi. Kiedy weszli do Å›rodka, nagle daÅ‚o siÄ™ sÅ‚yszeć pstrykniÄ™cie palcami i kelnerzy roz- poczÄ™li gorÄ…czkowy taniec pomiÄ™dzy stolikami. GoÅ›cie wiercili siÄ™ na krzesÅ‚ach, chcÄ…c siÄ™ dobrze przyjrzeć księżniczce i jej mężowi. - Stolik dla ilu osób, principessa? - Dla dwojga - oznajmiÅ‚ Dizo z kamiennÄ… twarzÄ…. Nagle spiÄ…Å‚ siÄ™ i ulotniÅ‚a siÄ™ caÅ‚a jego rezolutność. - TÄ™dy, proszÄ™. R L T CzuÅ‚a siÄ™ jak na promie, gdy musiaÅ‚a przejść wzdÅ‚uż szpaleru gapiów. Kelner za- prowadziÅ‚ ich do stolika, z którego roztaczaÅ‚ siÄ™ niczym niezmÄ…cony widok na zatokÄ™. Regina wolaÅ‚aby zaczekać w kolejce jak zwyczajni goÅ›cie, ale oznaczaÅ‚oby to pół godzi- ny na Å›wieczniku: sondowanie, przewiercanie wzrokiem i obgadywanie. - To trochÄ™ nie fair, prawda? - rzuciÅ‚a. - Udawaj, że jesteÅ›my tu sami - szepnęła, gdy kelner przyjÄ…Å‚ od nich zamówienie. - Jak ci siÄ™ to udaje? - Jego posÄ…gowe oblicze nie zmieniÅ‚o siÄ™ ani na jotÄ™. PosÅ‚aÅ‚a mu szelmowski uÅ›miech. - Mam dwadzieÅ›cia sześć lat doÅ›wiadczenia. BÅ‚ysk w jego oczach przypomniaÅ‚ jej o dzieciÅ„stwie, które Dizo spÄ™dziÅ‚ na ulicach Sassari. - Nie przyjdziemy tu wiÄ™cej. - BÄ™dÄ™ ci gotowaÅ‚a obiadki. Przyrzekam, że nie umrzesz z gÅ‚odu. - Trzymam ciÄ™ za sÅ‚owo. PrzeszedÅ‚ jÄ… dreszcz. Ileż to razy marzyÅ‚a o zamieszkaniu z nim? O robieniu wszystkiego tego, co kobieta robi dla mężczyzny, którego kocha? Danie pojawiÅ‚o siÄ™ na ich stoliku w rekordowym tempie. Gdy tylko zaczÄ™li jeść, Regina usÅ‚yszaÅ‚a znajomy gÅ‚os, który gdzieÅ› za jej plecami wypowiedziaÅ‚ jej imiÄ™. SpojrzaÅ‚a za siebie. - Profesor Morelli... - Tomaso. - Mężczyzna byÅ‚ bardzo atrakcyjny: wysoki, szczupÅ‚y, ciemnowÅ‚osy. - WidziaÅ‚em ciÄ™ w telewizji. Gratulacje! - DziÄ™kujÄ™. DosiÄ…dz siÄ™ do nas. PrzedstawiÄ™ ciÄ™ mężowi. - Nie bÄ™dzie miaÅ‚ nic przeciwko temu? PrawdÄ™ mówiÄ…c, nie byÅ‚a tego taka pewna, ale do odważnych Å›wiat należy. R L T ROZDZIAA ÓSMY - Perfavore, Tomaso. - Jak mógÅ‚bym odmówić? - PrzyniósÅ‚ krzesÅ‚o, ale nie usiadÅ‚ na nim. Mąż Giny patrzyÅ‚ na niego z zaciÄ™tÄ… minÄ…. - Dizo, pozwól, że przedstawiÄ™ ci doktora Tomasa Morelliego. Tomaso, to mój mąż, doktor Dinozzo Fornese. Dizo wstaÅ‚. Mężczyzni podali sobie rÄ™ce. - UsiÄ…dz, Tomaso - odezwaÅ‚a siÄ™ Gina. - Grazie. NachyliÅ‚a siÄ™ do męża.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|