|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jerro i Fath gryzą w nogi i myśliwy jak szmaciana lalka osuwa się na asfalt. Bezradnie macha zdrową ręką. Chce się podeprzeć. Na darmo. Norrock rzuca się na niego. Chwyta za łydkę, ale nie tak jak wtedy mnie w obozie, wbija w nią kły z całej siły. Ciągnie myśliwego przez parking, zostawiając krwawy ślad. Mężczyzna histerycznie macha rękami. Nogawka mu pęka, zwisa w strzępach. Norrock luzuje uścisk. Chce go puścić? Mężczyzna już dawno zgubił buty. Wilki pozwalają mu wstać. Kuleje w skarpetkach, zawraca do samochodu, ale tam już czeka Norrock. Mężczyzna staje. Chwieje się niepewnie. Boi się. Jest umazany błotem, przez które przeciągnął go Norrock. - Przecież nie wiedziałem, że to wilk - charczy. - Wyglądał jak pies! Zła odpowiedz. Wilki warczą. Thursen jak mroczny demon wynurza się z ciemności. Aapie myśliwego za zranione ramię. Gryzie, drze mu marynarkę i odskakuje. Myśliwy zatacza się, krzyczy, chwyta za rękę. Na asfalcie ciemnieje krew. Lurnak zakrada się i gryzie go w kostkę. Dość tego, mam ochotę krzyczeć. Facet jest u kresu. Już nigdy więcej nie sięgnie po broń! Ale nie wychodzę z cienia. Nie dlatego, że nie chcę dochować obietnicy danej Zrrie. Nie dlatego, że już wiem, że Thursenowi nie grozi niebezpieczeństwo. Nie mogę. Coś każe mi zostać w mroku. Coś o smaku gorzkim i słonym. Strach. Z drżeniem patrzę, jak z ludzi, za których się podają, wychodzą najprawdziwsze zwierzęta. Jak zemsta przeradza się w coś innego; w łowy. Facet w garniturze to ich łup. Słyszą jego wrzaski. Czują jego strach i to tylko pobudza ich zmysły. Krestor go podcina. Myśliwy upada. Uderza twarzą w asfalt, aż z rozciętej wargi płynie krew. Z wysiłkiem dzwiga się na kolana. - Ratunku - sapie. Cicho, bo wie, że nikt go nie usłyszy. - Dość! Już dość! Karr zakrada się od tyłu, skacze mu na plecy całym ciężarem. Mężczyzna znowu upada, tym razem wyciąga ręce, żeby chronić twarz. Leży na asfalcie, osłania głowę rękami, przed Norrockiem i Karrem. Pierwszy warczy Norrock. Potem Karr. Pozostali dołączają. Powietrze nad parkingiem zdaje się dygotać. Stają na sztywnych łapach, ze zjeżoną sierścią, jak piekielne ogary. Ochrypłe wycie Thursena kończy ich pieśń. Otaczają leżącego. Już wiem, dlaczego ludzie z takim strachem mówią o wilkołakach. Wilkołak to nie nieśmiały, płochliwy wilk z leśnej dziczy. To coś gorszego. Gdy opanuje go żądza krwi, nie wie, co to strach. Ogarnia mnie lodowate przerażenie. Mimo to podkradam się bliżej. Morderca Sjóll kuli się na ziemi. Nie sposób poznać w nim mężczyzny z plakatu, jest cały w krwi i błocie. Dygocze na całym ciele. Jeszcze nigdy nie widziałam dorosłego mężczyzny w takim stanie. Karr i Rawuhn chwytają go za ramiona, przytrzymują na ziemi. Thursen wskakuje mu na pierś, szczerzy kły. Wbija wilcze ślepia w szyję mężczyzny. Wiem, jak zabija wilk. Jednym silnym ruchem przegryza ofierze gardło. Zęby Thursena są coraz bliżej. Powolutku. Słyszę jego niski warkot. Czy gdybym w tej chwili spojrzała mu w oczy, dostrzegłabym w nich jakąś cząstkę człowieczeństwa? Znam odpowiedz na to pytanie. Thursen to wilk. Mężczyzna to łup. Zabije go. Teraz. Nie mogę oddychać. Nie, nie przeżyję tego. To nie może dziać się naprawdę! To niemożliwe! Do cholery, chcę się obudzić z tego koszmaru! Głęboko nabieram powietrza w płuca i wychodzę z ukrycia. - Nie! - wrzeszczę, biegnę w stronę wilków. Macham rękami, żeby odwrócić ich uwagę. - Nie! Przestańcie! Zostawiają ofiarę w spokoju. Podnoszą łby. Na ich pyskach czerwieni się krew myśliwego. Biegną do mnie powoli, leniwie. Na ich sierści tańczą ogniki, błyszczą w ślepiach - nieco dalej ktoś zapalił światła. Ich łapy uderzają o asfalt. Szybko. Gdzieś w oddali wyją syreny policyjne. Są za daleko, by zatrzymać wilki. Te syreny to zapewne ostatnie, co w życiu usłyszę, bo już wiem, że nie zdołam uciec. Teraz to ja jestem ofiarą. Ależ ze mnie idiotka. Oczywiście Thursen i Norrock są pierwsi. Kulę się instynktownie. Zakrywam twarz rękami, chcę się odwrócić, gdy prężą się do skoku. Norrock trafia mnie w ramię. Upadam na twardy asfalt. Usiłuję zamortyzować upadek rękami. Mam wrażenie, że straciłam w nich czucie. Serce bije mi jak dzwon. Zanim jednak zdołam wstać o własnych siłach, ktoś bierze mnie pod ręce i podnosi. Męskie ręce ciągną mnie za sobą. Thursen po lewej, Norrock po prawej. - Uciekamy - syczy Thursen. - Szybko! Odzyskali ludzką postać. Jakby pękł czar. Znowu oddycham, prostuję się, czuję ziemię pod nogami. Usiłuję biec. Ciągną mnie za sobą, jak najdalej od parkingu, bocznymi uliczkami, przez opuszczony plac zabaw. W końcu zatrzymują się za zamkniętym kioskiem. Pozostałe wilki są już daleko. Thursen i Norrock puszczają mnie. - Co ty tu robisz, do cholery? - pyta Thursen. Otwartą dłonią uderza w ścianę kiosku. - Dlaczego nie zostałaś z Zrrie? - Musiałam wiedzieć, dokąd poszliście! - dyszę. Pochylam się, opieram dłonie na udach jak maratończyk po skończonym biegu, usiłuję odzyskać oddech. Otarte dłonie płoną z bólu. - I co? Lepiej ci teraz? - Thursen stoi w cieniu, opiera się o ścianę kiosku i wygląda na ulicę. Tyle krwi. - Myśliwy nie zginął, prawda? - Z wahaniem patrzę mu w twarz. Boję się tego, co w niej zobaczę. Nie ucieka przed moim wzrokiem. Ale też nie widzę w jego oczach rozszalałej bestii, której tak bardzo się bałam. - Niestety - burczy Norrock. Czy raczej: warczy. Jak wilk. Do pewnego stopnia nadal jest wilkiem, którego pozbawiono łupu. - Ktoś chyba coś usłyszał i wezwał policję - mówi Thursen. Norrock opiera głowę o ścianę kiosku. Zmieje się cicho. - Aysol zsikał się ze strachu, widziałeś? - Ze strachu? - Zachowują się, jakby chodziło o psikus na Halloween. Przestraszyć kogoś i zwiać. A on przecież wrzeszczał z bólu. Pomiatali nim, kąsali, łamali mu kości. Był cały we krwi. Robi mi się niedobrze, gdy o tym myślę. - Chcieliście go zabić! Thursen, który ze względu na przejeżdżające samochody cofnął się w mrok, kręci głową. - Nie, Luiso. - Ależ oczywiście! - Upieram się. - Zabił Sjóll, więc musiał umrzeć. Thursen odwraca się powoli. - Tak, miał zapłacić za śmierć Sjóll. Chcieliśmy... Więc jednak się przyznaje. - Mordercy! Coś błyszczy w jego oczach? Czy to tylko odbicie reflektorów przejeżdżającego samochodu? - Posłuchaj, Luiso. - Podnosi ręce, otwartymi dłońmi w moją stronę. Jakby chciał mnie uspokoić. - Okłamałeś mnie! - krzyczę, okładam go pięściami. - Ty draniu!
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|